środa, 24 grudnia 2014

Wesołych!

List do Mikołaja napisany, dom posprzątany, okna umyte, pierogi ulepione, barszcz się grzeje, pierniczki pachną na cały dom... Pozostaje tylko złożyć życzenia:

Życzę Wam przede wszystkim spokoju, radości, zdrowia, rodzinnej atmosfery, wspaniałych przyjaciół, udanych prezentów i brzucha pełnego przepysznych dań. Udanego świętowania. :)


 (Przepraszam, że Was ostatnio nie odwiedzam, ale mam problemy z komputerem. Jak tylko uda mi się pożyczyć laptopa od siostry, nadrobię wszystkie zaległości.)

piątek, 5 grudnia 2014

This is my December, czyli Nominacja Dobrych Myśli

Na początku dziękuję wszystkim za życzenia urodzinowe pod poprzednim postem. Cieszę się, że jesteście tu ze mną. 


A teraz przejdźmy do sedna. Do podzielenia się swoimi dobrymi myślami zachęciła mnie Martyna. Dziękuję za nominację. :)
To trudniejsze zadanie, niż się spodziewałam, nie dlatego, że nie mam miłych wspomnień, lecz dlatego, że ciężko było wybrać z nich tylko trzy. 

Odbieram telefon w pracy, już na dzień dobry dostaję opieprz. Ktoś pyta mnie o rzecz, o której nigdy wcześniej nie słyszałam. Pani to rzeczywiście się na niczym nie zna - słyszę w słuchawce. 
Chwilę później wchodzi kolega. Dzwonią teraz do niego. Słyszę, jak mnie tłumaczy: że dopiero weszłam, nie miałam czasu się zorientować... Ostatecznie załatwił całą sprawę za mnie, chociaż to zdecydowanie nie należało do jego obowiązków. 
Opowiadam o sytuacji kierowniczce, ta nie kryje oburzenia. Później dowiaduję się, że porządnie ochrzaniła faceta, który wtedy dzwonił i dała do zrozumienia, że ma się mnie nie czepiać, bo będzie miał z nią do czynienia.
Wtedy naprawdę zaczęłam doceniać ludzi, z którymi pracowałam.

II
Październikowe popołudnie, skończyliśmy zajęcia. Głodne i zmęczone wpadamy do maca i wybieramy zestawy, oczywiście z kuponów. I rozmawiamy. O tym, jaki wykładowca jest wredny, co trzeba zrobić na kolejne ćwiczenia, ale i o pracy, znajomych, chłopakach. Wokół inni studenci i wszechobecny charakterystyczny zapach fast foodu i kawy. 
Wtedy chyba po raz pierwszy cieszyłam się z bycia studentką, czułam, że jestem na swoim miejscu i robię to, co lubię, wśród ludzi, których lubię. 

III
Nie pamiętam dokładnej daty. Siedzieliśmy wtedy w kilka osób, ja, on, jego znajomi, piliśmy, rozmawialiśmy. Zastanawialiśmy się nad pracą po studiach i tym podobnymi, kiedy powiedział: Wyjedziemy. Ty znasz angielski, ja znam angielski... Poradzimy sobie.
Jakby było jakieś my. Oczywiście wtedy nie było, teraz też nie ma, ale fajnie było pomyśleć, że mogłoby być.

Nominuję:
i tradycyjnie wszystkich, którzy zechcą się przyłączyć do zabawy.

Dobrze, że mamy już grudzień.

wtorek, 2 grudnia 2014

To dzięki Tobie jeszcze jakoś trzymam się

Dwadzieścia dwa lata minęły jak jeden dzień... Tak, dzisiaj obchodzę dwudzieste drugie urodziny. Z tej okazji chciałabym podziękować kilku osobom.



Starym przyjaciołom.
Koleżankom z podstawówki, którym bardzo chciałam się przypodobać, a im bardziej się starałam, tym bardziej mnie odrzucały. Nie da się z nikim zaprzyjaźnić na siłę.
Marcie, którą uważałam za przyjaciółkę i dzieliłam się sekretami. Szkoda, że dziś mijamy się bez słowa.

Koleżankom z gimnazjum.
Lence, która tak skutecznie wpoiła we mnie przekonanie, że jesteśmy lepsze od innych, że przez długi czas naprawdę w to wierzyłam. Wciągnęła mnie też w świat mangi i anime, do dziś pamiętam, jak siedziałyśmy razem na forum o Naruto i oglądałyśmy Bleacha. Przede wszystkim zawdzięczam jej jednak to, że tu jestem. To ona zainspirowała mnie do założenia mojego pierwszego bloga.
Mariolce, która była moją dobrą duszą. Chyba tylko dzięki niej nie odpuściłam sobie nauki. 
Siedzenie między nimi dwiema na angielskim było ciekawym doświadczeniem.

Ludziom z pracy.
Dzięki nim nabrałam pewności siebie, przekonałam się, że potrafię być w czymś dobra i że podejmowanie decyzji nie boli. Zwłaszcza właściwych.
Marcinowi, który pewnie nawet nie wie, że był dla mnie kimś ważnym. Ciekawe, czy nasze drogi jeszcze kiedyś się skrzyżują. 

Ludziom ze studiów.
Adzie, dzięki która robiła najlepsze notatki, z którą mogłam śpiewać Ile jestem ci winien / Ile policzyłaś mi za swą przyjaźń... w przerwie między wykładami, z którą chodziłam do maca po zajęciach zjeść i pogadać. Dzięki której to nie był stracony czas.

Rodzinie.
Rodzicom, że cały czas mnie wspierają na swój sposób, i że jeszcze nie wyrzucili mnie z domu. 
Siostrze, że wciąż jestem dla niej jej małą siostrzyczką. 
Babci, która mimo choroby wciąż mnie rozpieszcza.
Ciociom, wujkom, kuzynom, chrzestnym.

Obecnym przyjaciołom i tym, którzy po prostu są obok.
Adze, Magdzie, Asi, Kaśce, Martynie. Przepraszam, że upchnęłam was w jednej linijce, ale wam przecież nie muszę tłumaczyć, że bez was nie dałabym sobie rady.
Bartkowi, Łukaszowi, Wojtkowi. 
Jak to jest, że ze mną wytrzymujecie?

Tym, którzy byli, ale z jakiegoś powodu zniknęli. 
Bo nasze drogi się rozeszły, bo urwał się kontakt, bo byli dupkami. Bo odeszli.

Tym, którzy inspirują.
Luxom, którzy traktują fanów jak rodzinę. Happysadom i Strachom, na których koncertach byłam już tyle razy, że chyba się uzależniłam. Indiosom, którzy zarażają pozytywną energią. Pięć Dwa, Eldo, Zeusowi.
Linkinom, na których muzyce się wychowałam. Muse, Placebo i Marsom.
I wielu innym w zależności od nastroju.

I na koniec oczywiście Wam, Czytelnikom.
Kiedy zakładałam pierwszego bloga, nie pomyślałbym nawet, że dzięki niemu poznam tylu świetnych ludzi. Dziękuję za to, że jesteście, czytacie, radzicie, wspieracie i pocieszacie. Że mogę dzielić się z Wami swoimi przeżyciami, a Wy wpuszczacie mnie do Waszego świata.

Dziękuję. :)


niedziela, 23 listopada 2014

Czy spotkamy się pod drzewem wisielców?

Weź głęboki oddech. Policz do dziesięciu. Jeszcze tylko tydzień. Tydzień i będzie grudzień.

Mam wrażenie, że pomalutku wszystko wraca do normy. 

Mama wróciła ze szpitala i zachowuje się tak, że szlag mnie trafia. Byłam z kolegą na maratonie Igrzysk Śmierci (chociaż jakoś nie mogłam się skupić na filmach). Spotkałam się z przyjaciółkami i wypiłyśmy czerwone wino. Laptop jakimś cudem wciąż żyje (odpukać w niemalowane). Krążą plotki, że dostanę od babci solidny zastrzyk gotówki pod nazwą prezent urodzinowy.

Już zaczynam się zastanawiać, co z tymi pieniędzmi zrobię... Naprawię laptopa albo zacznę zbierać na nowy? Odłożę na nowego smartfona? Kupię sobie spodnie? Porządne zimowe buty? 

Żyć, nie umierać. 

strange things did happen here
no stranger would i seem
if we met up at midnight 
in the hanging tree
Która wersja podoba wam się bardziej:

Oficjalna...


...czy fanowska?


poniedziałek, 17 listopada 2014

Dla mnie też niezbyt łaskawy był dzień...



Do tej pory miałam zerową motywację. Dziś moja motywacja osiągnęła wartość ujemną. Nie chcę wychodzić z domu, bo boję się, że coś złego znów się wydarzy. Najchętniej nie wychodziłabym z łóżka - tam jest przecież bezpiecznie.

Na palcach jednej ręki, gdybym miała trzy amputowane, mogłabym policzyć miłe rzeczy, które wydarzyły się w tym miesiącu.
Mama w szpitalu.
Kordian nie żyje.
Myślałam, że mam przyjaciela, ale przyjaciele nie dają sobie badyli i nie wściekają się, kiedy mówisz o znajomych płci przeciwnej.
Cieszyłam się, że znalazłam telefon, który zgubiłam pod szpitalem. Kilka godzin później padł.
Laptopa naprawiałam we wrześniu, teraz znowu choruje na to samo.
Nie mogę spać, nie mogę wstać.
Co chwilę płaczę.
Grabaż chory, koncert trwa ze czterdzieści pięć minut. Indios Bravos pokrywa mi się z maratonem Igrzysk Śmierci, Luxtorpeda z nocą polskiego kina.
Nie mówię już nawet o spóźnionych/uciekających autobusach, zgubionych zatyczkach do kolczyków, paskudnej pogodzie, zimnym domu, bólu brzucha i innych pomniejszych beznadziejnościach.



Tak, wiem, że zawsze może być gorzej. Żyję, jestem w miarę zdrowa, nie klepię biedy, mam przyjaciół. Ale minęło dopiero siedemnaście dni listopada i zdarzyło się tyle złych rzeczy... Modlę się tylko, żebyśmy wszyscy dożyli grudnia. Bo grudzień będzie lepszy, prawda? W końcu to będzie my december...

sobota, 8 listopada 2014

Liebster Blog Award

Tym razem zostałam nominowana do zabawy przez Shadow. Dziękuję Ci bardzo. :)

1.Żałujesz swojego wyborów studiów (bądź szkoły średniej) ?
Tylko trochę.

2.Czego wolałabyś oszczędzić swoim dzieciom?
Samotności, braku przyjaciół.

3.Jesteś za aborcją?
Tak, jeśli dziecko może urodzić się poważnie chore lub zagrożone jest życie matki.

4.Co sądzisz na temat eutanazji?
Jestem za. Możliwe jednak, że zmienię zdanie, jeśli sprawa ta będzie dotyczyła kogoś z moich bliskich.

5.Jesteś osobą wierzącą?
Tak. Wierzę w Boga, choć nie takiego, jakim karmią nas różne religie.

6.Byłabyś w stanie zdecydować się na zabieg in vitro?
Na razie nie myślę o dzieciach.

7.Wolisz kochać czy być kochana?
Chciałabym wiedzieć, jak to jest.

8.Chciałabyś utrzymywać ze mną kontakt prywatny?
Nie narzekam na nadmiar znajomych, więc chętnie nawiążę kontakt prywatny.

9.Dlaczego postanowiłaś zacząć prowadzić swojego bloga? Jaka wiążę się z nim historia?
Moja przyjaciółka miała, więc ja też założyłam. Spodobało mi się to i tak piszę już ponad sześć lat.

10.Co robisz w wolnym czasie?
Śpię, słucham muzyki, czytam, oglądam animce, jeżdżę na rowerze, spaceruję, bawię się z psem, spotykam z przyjaciółmi, piszę...

11.Czujesz się na osobę w swoim wieku? Odpowiedź uzasadnij ;)
Nie, czuję się na szesnaście lat. Jeszcze nie zdążyłam dorosnąć.

Nie nominuję nikogo, bo nie mam siły ani chęci na wymyślanie pytań.


I mam uczucie, że nie ma już o czym mówić. I nigdy nie będzie. Bo słowa nie mogą wyrazić pustki. Im jest ich więcej, tym bardziej kłamią.
Anna Onichimowska

poniedziałek, 3 listopada 2014

Listopad niby nic, ale wiadomo świata koniec

To, że nie płaczę, nie znaczy, że nie jest mi przykro. To, że nie krzyczę, nie znaczy, że nie jestem zdenerwowana. To, że nie okazuję emocji nie znaczy, że ich nie mam. Po prostu zapomniałam, jak to się robi. Ale też mam serce, które może rozpaść się na milion kawałeczków. 

Miałam nadzieję, że nie udzieli mi się atmosfera listopada. A tu proszę: mama na intensywnej terapii pod respiratorem w śpiączce farmakologicznej, pies zaginiony (na szczęście się odnalazł), a rodzina kłóci się w szpitalu. 

niedziela, 2 listopada 2014

Liebster Blog Award

Dziękuję Venus za nominację. :) 

1. Sprawdzałaś kiedyś osobiście teorię "przez żołądek do serca"? Jeśli tak, to czy udało Ci się uwieść drugą osobę?
Nie gotuję najlepiej, więc wolę nie próbować tej metody.

2. Jakie byłyby Twoje 3 życzenia do złotej rybki jakbyś ją złapała?
Poprosiłabym o kawałek szczęścia. Dwa kolejne wybrałabym pewnie w zależności od późniejszej sytuacji.

3. Twoja największa słabość to...?
Słodycze, herbata, sen.

4. Jesteś rannym ptaszkiem czy nocnym markiem?
Śpiochem. Ale gdybym miała wybierać pomiędzy tymi dwoma - nocnym markiem.

5. Skąd bierzesz inspirację na pisanie bloga?
Z życia przede wszystkim, z zasłyszanych przypadkiem dialogów w autobusie, z rozmów ze znajomymi, muzyki, filmów... 

6. Wolisz obcasy czy adidasy?
Wszystko zależy od okazji i mojego aktualnego nastawienia, lubię i to, i to. 

7. Kawa czy herbata?
Zdecydowanie herbata.

8. Makaron czy ryż?
Makaron.

9. W ludziach cenię...?
Szczerość, decyzyjność, pasję. 

10. Twoje ulubione wspomnienie z dzieciństwa?
Z rodziną na Skwerze pod fontanną, jemy lody, jest słonecznie i spokojnie.

11. Jaką książkę możesz polecić na jesienny wieczór?
Coś krótkiego - Karminowy szal Joanny Chmielewskiej, coś dłuższego - Pan Lodowego Ogrodu Jarosława Grzędowicza.

listopad niby nic, ale wiadomo świata koniec


chodźmy gdziekolwiek indziej


sobota, 4 października 2014

Idzie na burzę, idzie na deszcz

te kłamstw oceany
te niedobre przeczucia
latające dywany
nagłe serc ukłucia
nie przegonię ręką 
z czoła czarnej chmury
nie przegonię ręką 
z czoła czarnej chmury
kiedy w ciemnej sieni sam tu siedzę
kiedy w ciemnej sieni sam tu siedzę




Mimo moich protestów zaczął się październik. Mam nadzieję, że przyniesie coś dobrego. 

czwartek, 25 września 2014

To nie jest post o siatkówce

Tym razem to nie fejsbukowe rozmowy wciągnęły mnie tak, że nie miałam czasu na blogowanie - po prostu po oddałam laptopa do serwisu tydzień temu i dopiero dzisiaj dostałam go z powrotem.

Przez te kilka dni nie zdarzyło się wiele. Zdążyłam zachorować i wyzdrowieć, a lato zdążyło zmienić się w jesień. A, i jeszcze to:


Ale przecież wszyscy już o tym wiedzą.

Kiedy leżałam w łóżku, było mi trochę smutno, że nie dostałam nawet głupiej wiadomości w stylu Jak się czujesz? Później doszłam jednak do wniosku, że nie mam prawa oczekiwać, że komuś będzie zależało, skoro mi nie zależy. Po raz kolejny stwierdzam, że powinnam dać sobie z nim spokój, ale jeśli za jakiś czas zapyta, czy wpadnę do niego, pewnie to zrobię. Bo tak lubię z tobą pić kolejny raz...

Na szczęście jest jeszcze pan z poprzedniego postu, z którym (chyba) dogaduję się całkiem nieźle, i który raczył zapytać o moje zdrowie (na samo wspomnienie cieszynka na mordzie). 

Poza tym nie jestem gotowa na nowy rok ani na zimę...

poniedziałek, 15 września 2014

A gdyby tak...

tym razem było inaczej?

Podobno żeby coś zyskać, trzeba coś stracić. Przekonajmy się. 

Miałam odpisać na wszystkie komentarze, nadrobić zaległości... Ale każde pyknięcie wiadomości na fejsie sprawia, że na moim ryjku pojawia się szeroki uśmiech i natychmiast zapominam o blogu. 



niedziela, 31 sierpnia 2014

The Versatile Blogger Award

Za zaproszenie do zabawy serdecznie dziękuję Silver Cornflower. Jestem pewna, że wszyscy doskonale znają zasady tej gry, ale przypomnę, że polega ona na ujawnieniu siedmiu faktów na swój temat. Poza tym należy podziękować nominującemu, co uczyniłam przed chwilą, i nominować kolejne osoby. Do rzeczy.


1. Bloguję od ponad sześciu lat i na chwilę obecną nie wyobrażam sobie bez tego życia. Cieszę się, że tu jestem, i że jesteście tu ze mną. :)
2. Jestem złośliwa. Mam wrażenie, że sama ze sobą bym nie wytrzymała, dlatego doceniam ludzi, którym się to udaje.
3. Na początku tego miesiąca wsiadłam na rower pierwszy raz od kilkunastu lat i okazało się, że nie jest to tak nieprzyjemne, jakim to zapamiętałam. Wręcz przeciwnie, to całkiem dobra zabawa. Ktoś chętny na przejażdżkę? 
4. Lubię przebywać nad wodą. Morze, jezioro, rzeka, basen. Kiedy nie wiem, co ze sobą zrobić, albo gdy chcę o czymś spokojnie pomyśleć, idę na plażę.


5. Chciałabym wydać książkę. I zrobię to kiedyś! 
6. Nienawidzę rozmawiać przez telefon. Dzwonię tylko wtedy, gdy jest to absolutnie koniecznie, w innych wypadkach wolę wysłać sms-a lub załatwić sprawę osobiście.
7. Uważam, że mam całkiem ładne stopy. 

Słyszeliście o akcji #powiedz to piosenką? Na mojej (naszej?) butelce byłby cytat: Nic z tego nie będzie


niedziela, 17 sierpnia 2014

Elektryczność w ciszy

Zastanawiam się, ile w tym prawdy, a ile młodzieńczej naiwności, że bez względu na to, co się wydarzy, będzie dobrze, jeśli tylko będziemy razem. 
Jeśli to prawda, bardzo się cieszę. Jeśli tylko naiwność - chcę być naiwna do końca życia.

Może mu się należało. 
A może to po prostu zła kobieta była.

piątek, 18 lipca 2014

We're like a time bomb



Nie wiem jak wy, ale ja staram się korzystać z pięknej pogody kiedy akurat nie siedzę w pracy.  Ostatnio więcej przyjemności sprawiają mi spacery z psem, wypady na plażę czy nawet czytanie książki przed domem, niż siedzenie przed komputerem. Czas jednak nadrobić zaległości.

Jeśli chodzi o sytuację z poprzedniego postu, to rozwinęła się następująco: on napisał Może się spotkamy, kiedy wrócę do domu?, ja odpisałam Może. Wrócił dwa tygodnie temu i nie spotkaliśmy się jeszcze.

Nie mam jednak za bardzo czasu o nim myśleć, bo w głowie siedzi mi ktoś inny. Ktoś, kogo uśmiech mnie rozbraja... ale przecież nie mogę się z nim umówić, bo to by było zbyt banalne. Najpierw narzekam, że to on bawi się w podchody, a później okazuje się, że sama nie jestem nic lepsza. W takim tempie umówimy się chyba w przyszłym życiu. 

W pracy bawię się we włamywacza, bo to zatrzasnę klucz w pomieszczeniu albo zamknę kluczyk we własnej szafce... Choć zdarzają się też dni, kiedy nie robię nic głupiego i nawet bawię się całkiem nieźle. 

Nagrodę za tekst miesiąca otrzymuje ode mnie kolega z pracy, który na pytanie: Długo na mnie czekałeś? odpowiedział: Całe życie. Aż chce się pracować. ;)


sobota, 21 czerwca 2014

Dawno mamy już za sobą pierwsze kroki w chmurach

Logika mojego zachowania powala. Najpierw narzekam, że faceci są jak dzieci, po czym zachowuję się bardzo dojrzale nie odpisując na sms-a... bo nie. Najpierw wkurzam się, że nie zadzwonił, potem denerwuję się, że napisał. Twierdzę, że nie jestem wściekła, ale to też nie tak, że wszystko jest w porządku. 

Podpytam, kiedy będzie w domu. Spotkamy się, napijemy i wyjaśnimy to, co powinniśmy byli wyjaśnić sobie już wtedy. 

Nie brakuje mi jego. Tęsknię za tym, że był

Która wersja Stąpając po niepewnym gruncie podoba się wam bardziej: Pidżamy czy Happysadu


czwartek, 12 czerwca 2014

Nie taki diabeł straszny

Tyle małych rzeczy, sprawiających przyjemność. Kanapka. Cukierek. Słońce. Komplement wpleciony w zwykłe zdanie. Rozmowa o wszystkim i o niczym. Muzyka. Książka. Film. Spacer z psem. Koncert happysadu. Truskawki. Pisanie. Ludzie. Ten uśmiech. Spotkania z przyjaciółmi.

I tyle rzeczy, na które mam ochotę. Zimne piwo na plaży. Piknik. Kino. Rolki. Więcej muzyki, więcej książek. Więcej słońca. Plaża. Ciastko z żurawiną. Motylki w brzuchu. Więcej ludzi. Więcej... wszystkiego.

Czujecie to? Z jednej strony letnie rozleniwienie - nic, tylko leżeć i patrzeć w słońce, a z drugiej - entuzjazm i chęć działania. 

"Pytała o mnie? Przecież jest na mnie wściekła." rozbawiło mnie do łez. 

Widzimy się? :)

niedziela, 8 czerwca 2014

czwartek, 29 maja 2014

Maj love?


Podobno wiosna to najlepszy czas, żeby się zakochać. Zwłaszcza maj. 




i tak dalej.

Sama przez chwilę uwierzyłam w niezobowiązujący flirt, który obiecał mi horoskop. 

Jednak wraz ze słoneczną pogodą, zniknął mój optymizm. Myślałam, że jesteśmy dorośli, a bawimy się w podchody jak dzieci. Jak długo tak można? Przestało mnie to bawić. 

#Ten świat jest tak mały, że wszyscy tu wiedzą, kto z kim pije, i kto z kim śpi. #Ale jest rudy. #Jego nie ugłaskasz. #Nawet o tym nie myśl. #Hej głupia ty, głupia ty

czwartek, 15 maja 2014

Sernik mi chodzi po głowie...

Ty upieczesz sernik, ja przyniosę koc, rozłożymy go sobie przed firmą i zrobimy piknik. 

albo pojedźmy na koniec Okęcia w jakieś badyle i cichy szum
tam sobie zjemy słodką drożdżówkę 
i będzie tak że gdyby troje to tłum
*Pablopavo i Ludziki - Koty*

Oglądam Gintamę, tworzę własną wersję Metra 2033, piszę licencjat siostry i próbuję się zabrać za to nieszczęsne ciasto. Obiecałam. 

Staram się być na bieżąco z waszymi postami, ale na komentowanie i ogólnie blogowanie kompletnie nie mam nastroju. Ale chyba kiedyś wróci.


czwartek, 24 kwietnia 2014

Jestem mentalną blondynką

Najwyższy czas się z tym pogodzić.


To, że nie jestem naturalną blondynką, nie znaczy jeszcze, że nie zachowuję się jak blondynka (nie, żebym miała coś do kobiet o tym kolorze włosów, chodzi mi oczywiście o stereotyp blondynki). Nie uważam, że jestem głupia, nic z tych rzeczy, po prostu czasem... Cóż, czasem idiotyzm w moim zachowaniu przekracza wszelkie granice. Czasem słowa wypływają z moich ust zanim zdążę się zorientować, że większego sensu w nich nie ma. Zdarzają mi się też całkiem sensowne cięte riposty, ale w wielu przypadkach myślę sobie: Serio, Emi? Jak w ogóle mogłaś palnąć coś takiego? (Dla własnego bezpieczeństwa cytatów przytaczać nie będę). Są ludzie, przy których, choćbym nie wiem jak próbowała, nie udaje mi się dobrze wypaść. I nawet nie wiem, dlaczego tak jest. 

Gdybym tylko od czasu do czasu zastanowiła się, co robię i mówię... Pomarzyć można. 

Także tego... Na razie nie wymyślę nic więcej, bo oglądam Gintamę. Znacie? Nie? To poznajcie.


niedziela, 6 kwietnia 2014

Kochana, nie wszystko jest made in China!

#Musimy porozmawiać.
Nie mam pojęcia, czemu ludzie używają tego sformułowania. Wiadomo przecież, że po tych słowach nigdy nie dzieje się nic dobrego.
Na szczęście to tylko sen. Na szczęście nie muszę z nim rozmawiać.
Na nieszczęście powinnam była zrobić to pół roku temu.

#Chyba się starzeję, bo powiedziałam trzydziestoparoletniemu facetowi, że młody chłopak z niego. I jestem hipokrytką, bo powiedziałam mu trzydziestoparoletniemu facetowi, że młody chłopak z niego, a sama twierdzę, że się starzeję...

#Z braku weny przedstawię wam swój tydzień w zdjęciach:


Gdybyście kiedykolwiek gdzieś ze mną jechali, nie dajcie mi sprawdzać rozkładu pociągów. Chyba że lubicie siedzieć w nocy półtorej godziny na dworcu.

Mojemu psu można robić zdjęcia tylko wtedy, gdy śpi...

Relaks po pracy. 

Takie tam z okna. Cały dzień wypatrywałam listonosza. 

Upragnione Buraki! Luxtorpeda jak zawsze w doskonałej formie. Szkoda tylko, że nie udało mi się upolować płytki z autografami.

Niezgodna, Akademia Wampirów, Gra Endera, Miasto Kości.
To ja byłam tą dziewczyną, która siorbała energetyka przez słomkę i załamywała się doborem aktorów (zwłaszcza Dymitrem). 

A dziś, zmywając wypatrzyłam przez okno takie cudne stworzenie. Szkoda, że zdjęcie niewyraźne.

#W ogóle miało być o czymś innym, ale ludzie nie uciekną, prawda?

czwartek, 27 marca 2014

Uwielbiam ludzi!*

*żartowałam. 

Czyli o ludziach słów kilka

Post dedykuję Anelise, która zmotywowała mnie do napisania w końcu tego, co już od dawna chodziło mi po głowie. :)

Pewnie wiele razy słyszeliście ode mnie, że nie lubię ludzi. Już spieszę z wyjaśnieniem: tu właśnie kłania się wam moja egoistyczna natura, bo egoistką jestem i nie mam zamiaru tego ukrywać; mam grono osób, które lubię, a nawet są osoby, które kocham na swój samolubny sposób. Większość ludzi zwyczajnie toleruję, a kilku przypadków wręcz nie znoszę. Wychodzi więc na to, że poza nielicznymi wyjątkami ludzie są mi obojętni. Nie zależy mi na miliardzie fejsbukowych znajomych, których naprawdę nie znam. Tak przynajmniej o sobie mówię.


W rzeczywistości wygląda to jednak trochę inaczej. 

Zanim się obejrzałam, w ciągu roku, albo nawet w krótszym czasie, polubiłam, a przede wszystkim doceniłam pracę z ludźmi. Zawsze wydawało mi się, że się do tego kompletnie nie nadaję, a moje miejsce jest gdzieś wśród papierów. A tu proszę, okazało się, że wśród ludzi czas mija szybciej i przyjemniej. Można się z nimi pośmiać, poflirtować, dowiedzieć się od nich mnóstwa rzeczy* i poznać różne opinie. Wiadomo, nie zawsze jest kolorowo, ale do tego zdążyłam się już przyzwyczaić.

Oczywiście nic tak nie pomaga w mojej pracy, jak bycie młodą blondynką. Serio. Bo 99% "interesantów" to mężczyźni. Całe szczęście, że się akurat tak złożyło, inaczej chyba nie wybaczono by mi mojego nie zawsze ogarnięcia... Niemniej przydaje się też uśmiech i miłe podejście. Tak, staram się być miła, jednak ukąsić też potrafię**. No wiecie, jak to kobieta.

Są tacy, na sam widok których już cieszy mi się ryj. Są i tacy, przy których trzeba schować swój urok osobisty do kieszeni i nie wychylać się poza standardowe "dzień dobry", "dziękuję" i "do widzenia". I kiedy ktoś porządnie mnie wkurzy, nic tak nie poprawia mi humoru jak fakt, że wcale nie muszę z tym kimś rozmawiać, poza tym, co wchodzi w zakres moich obowiązków.

Kto wie, może za rok stanę się duszą towarzystwa? 

Tymczasem kochana Aga na moje retoryczne pytanie "Co się ze mną stało, że polubiłam przebywać z ludźmi?" odpowiedziała prosto, ale mocno: "Koniec świata jest blisko." Żeby nie było, że nie ostrzegałam.

*Np. gdzie ktoś kupił mieszkanie, żeby nigdy przypadkiem nie zamieszkać w pobliżu.
**Bywam naprawdę wredna. Często niechcący, a czasem po prostu chcę komuś dopiec.

wtorek, 18 marca 2014

Dzień 12: Ulubieni wykonawcy

Treść tego posta nie zaskoczy chyba nikogo, kto zagląda do mnie od czasu do czasu. Oto szóstka moich ulubieńców: 

Linkin Park
Słucham ich, odkąd tylko sięgam pamięcią, dlatego wydaje mi się, że są ze mną od zawsze. Uwielbiam zarówno ostre rockowe brzmienie ich pierwszych płyt, jak i naszpikowane elektroniką najnowsze albumy.


happysad
Trzy lata temu przypadkowo znalazłam się na ich koncercie... i przepadłam. Od tamtej pory cały czas są ze mną, co zresztą widać w adresie i tytule bloga.


Eldo
To już sześć lat, odkąd wielbię twórczość tego pana. Ma świetne teksty, można by cytować je na każdym kroku.


Muse
Czyli Matt Bellamy i spółka. Od dawna marżę o zobaczeniu ich na żywo.



Strachy na Lachy
Pierwszy koncert, na który poszłam... Od tamtej pory nie opuszczam żadnego ich występu w Trójmieście. 


Indios Bravos

Wprost zarażają pozytywną energią!



Poza tym, cenię sobie także twórczość:

Franz Ferdinand 
I wcale nie tylko dlatego, że Alex ma boski akcent, a cała czwórka prezentuje się całkiem-całkiem...


Luxtorpeda
Na pierwszy koncert poszłam, znając trzy piosenki... Na drugim znałam prawie wszystkie. W dodatku chłopacy są przesympatyczni.


Zeus 


Placebo
Idealna muzyka na chłodne zimowe wieczory.



niedziela, 9 marca 2014

Dobry dzień na Gunsów... Zły na wszystko inne

A może dzień, który zaczął się marnie, marnie skończy się? Tego jeszcze nie wiem, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że właśnie tak będzie. To jeden z tych dni, kiedy pojedyncze słowo wywołuje lawinę krzyków, wzajemnych oskarżeń, raniących słów, łez, żalu, wspomnień. W takie dni żałuję, że nie jestem gdzieś daleko stąd. W takie dni... dobrze się słucha Gunsów. 

Jak na złość pogoda dopisuje, aż chciałoby się wyjść na spacer... ale nie mam siły.


Dalszy ciąg 100 day song challenge: 

Dzień 11: Piosenka artysty, który Ci sie podoba/przyciąga cię

Dzień 12: Piosenka zmarłego artysty

Dzień 13: Ulubiony cover (wiesz kto śpiewa oryginalną wersję?)


Dzień 14: Piosenka z dobrym teledyskiem

Dzień 15: Piosenka, której nienawidzisz

Dzień 16: Piosenka, którą lubisz, ale nie lubią jej Twoi znajomi

Dzień 17: Piosenka z filmu (jaki to jest film?)
Darde disco (Om Shanti Om)

Dzień 18: Piosenka z roku, w którym się urodziłeś/aś

Dzień 19: Piosenka, którą Twoim zdaniem, lubi wielu ludzi

Dzień 20: Dobra piosenka z lat 80tych

Dzień 21: Pisenka z imieniem w tytule

Dzień 22: Piosenka, która trwa więcej niż 7 minut

Dzień 23: Piosenka bez słów

Dzień 24: Dobra piosenka z lat 70tych

Dzień 25: Piosenka, o której zagranie poprosisz DJ’a na imprezie

Dzień 26: Dobra piosenka z lat 60tych

Dzień 27: Piosenka z liczbą w tytule

Dzień 28: Bardzo stara piosenka (mniej więcej który to rok?)

Dzień 29: Piosenka Michaella Jacksona

Dzień 30: Jedna z najstarszych piosenek, które lubisz

czwartek, 27 lutego 2014

Dzień 7: Post z torebki

Wróciła Czerwona Szminka, a wraz z nią 30 day challenge. Czas pokazać, co mam w torebce:


Górny rządek (od lewej):
  • Portfel kupiony w Mohito. Niestety nie jest taki wypchany, na jaki wygląda.
  • Długopisy
  • Słuchawki do telefonu
  • Wampirowca - kukiełka na palec, którą dostałam od przyjaciółki. 
  • Kalendarz
  • Książka - tym razem jest to Gra Endera.
  • Krem do rąk (Biedronka), tusz do rzęs (Eveline), podkład (Rimmel), błyszczyk (Inglot), korektor (?) - zwykle te kosmetyki spokojnie wystarczają mi do szczęścia.
  • Chusteczki

Dolny rządek:
  • Zestaw do soczewek - w środku lusterko, pojemniczek z płynem, pudełko na soczewki. Świetna rzecz.
  • Pomadka ochronna (Nivea)
  • Karta magnetyczna do pracy
  • Tabletki przeciwbólowe
  • Klucze z otwieraczem do kapsli, również prezent, przywieziony z Norwegii.
  • Pendrive
  • Mini latarka
  • Żel antybakteryjny do rąk
  • Chwilówki - bo najlepsze cukierki to darmowe cukierki. 
  • Telefonu nie ma, bo to właśnie nim robiłam zdjęcie. 

#Nie znoszę ludzi, którzy najpierw mnie wkurzają, a potem wyskakują z "Ale nie strzelaj focha!"... Przynajmniej dopóki nie przypomnę sobie, że wcale nie muszę z nimi rozmawiać. ;) #Pogoda ostatnio dopisuje, więc spaceruję i robię sporo zdjęć. Kilka z nich wrzucę pewnie w najbliższym czasie. #Może wreszcie dokończę ten tag? Życzcie mi powodzenia. 

środa, 19 lutego 2014

Life looks better in spring


#Dokładnie tego brakowało w moim cyrku życiu: kolejnego pajaca... Dobrze, że są osoby, dzięki którym przypominam sobie, dlaczego nie lubię ludzi. Na szczęście są też tacy, którzy przypominają, że czasem warto zrobić wyjątek. 

#Morgenstern! Nic (poza Stochem i Bródką, oczywiście) nie cieszy mnie tak, jak fakt, że lekarzom udało się poskładać Morgiego na te igrzyska i to na tyle, że w pierwszym konkursie zajął miejsce w trzydziestce, w drugim dał radę wylądować, a w trzecim razem z kolegami zdobył srebrny medal. Od razu przypominają mi się czasy, kiedy oglądałam skoki z koleżanką (z którą już zresztą nawet nie rozmawiam) i kibicowałyśmy swoim ulubieńcom: ja miałam wyżej wymienionego pana, ona Simona Ammanna. Dziś obaj mają na koncie sporo sukcesów... Przypomina mi się małyszomania i nazwiska z dawnych lat: Schmitt, Hautamaeki, Ahonen, Hannawald. Myśląc "konkursy drużynowe", widzę reprezentację Austrii, która zgarniała prawie wszystko: Morgenstern, Loitzl, Koch, Kofler, Widhoelzl, Schlierenzauer... Wspomnień czar. A teraz większość z nich przeszła na emeryturę, słyszy się nowe nazwiska, a my mamy stochomanię i fun z Piotrka Żyły. ♥




#Nadrobiłam też zaległości w czytaniu One Piece i przypomniał mi się kolejny ulubieniec, którego autor pozbawił życia. Seria ciągle trwa i trwa, i trwa..., więc mam nadzieję, że Eiichiro Oda wpadnie na pomysł, żeby go ożywić. W OP nie ma rzeczy niemożliwych... Przy okazji przekonałam się, że nie ma sensu przeglądanie jakiejkolwiek grafiki/stron związanych z serią, jeśli nie jest się na bieżąco, bo można oberwać konkretnym spoilerem. A to boli.



czwartek, 13 lutego 2014

Wyłażą z piwnic koty...


Na początek pochwalę się moimi biżuteryjnymi nabytkami:


Te dwa cudeńka kupiłam jakiś czas temu w Cubusie. Oba przecenione na 9,99 zł (z 49,99 zł i 39,99 zł).


Broszkę kosogłosa kupiłam tutaj. Polecam, mają bardzo ładną i niedrogą biżuterię, a do tego dostałam 10% zniżki na kolejne zakupy.


 Ponadto po raz pierwszy upiekłam muffinki. Niby mała rzecz, a ile radości daje. 

Biorę też udział w 100 day song challenge:
Dzień 1: Piosenka, której znasz cały tekst: Luxtorpeda - Autystyczny
Dzień 2: Piosenka z pierwszego albumu, który kiedykolwiek kupiłeś (co to za album?): Verba - Młode wilki (Ósmy marca)
Dzień 3: Piosenka, która przypomina ci noc poza domem: Pablopavo - Do stu
Dzień 4: Piosenka, którą pamiętasz, której słuchali Twoi rodzice: Budka Suflera - Sen o dolinie
Dzień 5: Piosenka, którą lubią Twoi przyjaciele, ale nie ty: Marek Grechuta - Korowód
Dzień 6: Nowa piosenka: Klaxons - There is no other time
Dzień 7: Jedna z Twoich ulubionych piosenek: LemON - All you need is love
Dzień 8: Piosenka, którą kiedyś lubiłaś, a teraz jej nie lubisz: nie mam pomysłu.
Dzień 9: Melodia przypominająca dzieciństwo: Peja - Mój rap, moja rzeczywistość
Dzień 10: Piosenka z jednego z Twoich ulubionych albumów (co to za album?): Muse - Sing for absolution (Absolution)

#Jestem cztery lata do tyłu, bo moim zdaniem ostatnia Zimowa Olimpiada odbyła się w Turynie. #Śniło mi się, że to ja zabiłam Kennedy'ego. #Jak w tym roku obchodzę Walentynki? Szerokim łukiem. #Zapachniało wiosną. #Przez kuchenne okno widzę dziki. #Czytam: Bajki dla dorosłych #Słucham: Pablopavo - Polor #Oglądam: Wojny magazynowe #Piszę: Pamiętnik Annie

niedziela, 2 lutego 2014

I niech los zawsze wam sprzyja, czyli jak pogodzić się ze śmiercią ukochanej postaci

Wczoraj skończyłam słuchać Kosogłosa - ostatnią tom Igrzysk Śmierci. Przeczytałam ją dużo wcześniej, jednak między obejrzeniem pierwszej i drugiej części filmu, postanowiłam odświeżyć sobie pamięć i ściągnęłam audiobooka, który leciał mi w tle przez kilka kolejnych dni. 


To był błąd, i nie chodzi mi o to, że dwa razy śniły mi się Głodowe Igrzyska rozgrywane na moim podwórzu, ale o to, że po raz drugi musiałam zmierzyć się ze śmiercią ulubionego bohatera trylogii. Co więcej, ponownie zapoznając się z treścią książek, polubiłam go jeszcze bardziej, niż za pierwszym razem, a więc jego śmierć zasmuciła mnie jeszcze bardziej. Popłakałam się. Do tej pory, kiedy pomyślę o nim, oczy robią mi się mokre.



Gdybym kiedyś miała okazję spotkać Suzanne Collins, niewątpliwie moim pierwszym pytaniem skierowanym do niej byłoby: "Dlaczego go zabiłaś?!". Zresztą to pytanie mogłabym zadać wielu innym twórcom książek, mang, filmów i seriali. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent moich ulubionych postaci umiera. A ja muszę żyć dalej.


Zaraz po wypłakaniu się w poduszkę i zadaniu tysiąca pytań "Dlaczego właśnie on?!", zaczynam szukać wśród znajomych kogoś, kto miał styczność z owym bohaterem. Zazwyczaj któraś z moich przyjaciółek wie, w czym rzecz, i spieszy z pomocą. "Autorka musiała mieć bardzo zły dzień" powiedziała mi A., która też ubolewała nad tą śmiercią. (Ewentualnie konsultuję sprawę z kilkoma innymi osobami i spotykam się z powszechnym zrozumieniem. "Wredna baba z tej autorki.")

Krok drugi to zwrócenie się do M.. Wyjaśniam jej sytuację, a ona ma na to gotowe rozwiązanie: "Jesteś nekromantką w Starters, wskrześ go sobie." Starters to jej książka, umieściła mnie tam jako nekromantkę właśnie, więc wystarczy, że powiem "Chcę mieć tego i owego" i mam. Oczywiście więcej dzieje się w naszej wyobraźni niż na papierze, jednak lubię mieć poczucie, że postać nie zginęła, ale żyje w innym świecie. 

Na koniec pozostaje mi już tylko stworzenie własnego fan fiction, gdzie bohater wcale nie umiera i wszystko kończy się szczęśliwie lub też umierają wszyscy i to też jakiś rodzaj happy endu. I historia żyje własnym życiem.


Tym razem pomógł mi w tym konkurs na lubimyczytać.plWyobraźcie sobie, że odkryliście tajne wejście do mózgu wybranego bohatera literackiego i możecie sterować jego myślami i czynami. Kim chcielibyście sterować i jak wykorzystalibyście tę moc? Natychmiast wpadłam na pomysł i zasiadłam do pisania. Zainteresowanych odsyłam tutaj: klik, przypominając jednocześnie, że wypowiedź zawiera spoiler.

Czytaliście/oglądaliście Igrzyska Śmierci

środa, 29 stycznia 2014

Czy spotkamy się pod drzewem wisielców?

Jak to się dzieje, że kiedy kogoś lubimy, staramy się nie zauważać jego wad? Dopiero gdy stanie się coś, co otworzy nam oczy, zauważamy, że ta osoba jest zupełnie inna, niż wcześniej nam się wydawało. Że może i jest wysoki i dobrze zbudowany, ale nienajlepiej mu z oczu patrzy. Że ma ładny uśmiech, ale tylko dopóki mówisz mu to, co chce usłyszeć. Że jest spokojny, ale swoim spokojnym głosem wypowiada niemiłe słowa. Że jest uprzejmy, ale tylko wtedy, kiedy ma na to ochotę. Że jest samotny, ale bynajmniej nie dlatego, że cała płeć piękna zwróciła się przeciwko niemu zupełnie bez powodu. 

Rozmowa z Rudzielcem w pracy, pytam go o koperty, a on wskazuje mi drugą torbę, w której się znajdują.
- Chciałem się do nich przytulić (czyli żartuje, że chciał je zwinąć).
- Znalazłbyś sobie coś lepszego do przytulania

Nie mogłam się powstrzymać... Kiedyś powiedziałabym to w formie żartu, jednak teraz miałam ochotę być zwyczajnie złośliwa. A jakiś czas później przypomniałam sobie mój sen, w którym... cóż, przytulam się do niego. Mam nadzieję, że moja podświadomość nie próbuje mi przez to czegoś przekazać.

piątek, 24 stycznia 2014

Cień dnia

Czasami jedyną dobrą stroną niektórych dni jest to, że się kończą. Tak było w przypadku tego poniedziałku. I wtorku. I środy.

Zaczęło się zupełnie zwyczajnie - ot, wizyta na policji w sprawie falsów. Żeby niewinnych ludzi po komisariatach targać! Na szczęście mam słabość do mężczyzn w mundurach, dzięki czemu zniosłam tę sytuację nad wyraz spokojnie. Udało mi się wszystko załatwić szybciej niż się spodziewałam i od razu popędziłam do pracy. I tam się zaczęło.

Razem z kolegą M., o którym mowa była w poprzednim poście, zostałam rzucona na pastwę konwojentów. Przez siedem i pół godziny nie mieliśmy nawet kilku minut, żeby coś zjeść i gdyby nie garść cukierków od jednego z nich, chyba padlibyśmy z głodu. Ciągle ktoś pukał, stukał i dzwonił, chciał tego, tamtego, sam nie wiedział, czego chciał... Więc uzbroiłam się w cały swój zapas uroku osobistego, uśmiechu i blond włosów (całe szczęście, że konwojenci to w większości mężczyźni...), dodałam mnóstwo cierpliwości i spokoju, a w zamian dostałam... uwaga!... opiernicz, że nie odbieram telefonu (to nic, że był ze mną M., bo to przecież ja nie odbierałam). I weź tu się człowieku staraj.



Wtorek miałam na szczęście wolny od pracy, więc to M. dostało się od dyrektorki, że "się wydurnialiśmy". Na szczęście kolega grzecznie wszystko wytłumaczył... A ja cały wieczór układałam sobie na wszelki wypadek, co powiedzieć dyrce, gdyby i mnie zechciała opierniczyć, ale kiedy w środę znów pojawiłam się w firmie, jej nawet nie było. 

Co chciałam jej powiedzieć? Po pierwsze, że skoro pracuję tu już tyle czasu, a najgorszą rzeczą, jaką można mi zarzucić, jest nieodbieranie telefonu, to chyba jestem dobrym pracownikiem. Po drugie, że staraliśmy się, jak umieliśmy, widać niepotrzebnie, bo i tak dostalibyśmy opieprz. I po trzecie, parafrazując słowa Pięknego: Jesteśmy młodzi, czemu mamy być poważni? 

A Pięknego zwalniają. W końcu się chłopak doigrał.