niedziela, 30 grudnia 2012

Kilka słów o 2012


Wyższe obcasy, okulary zamienione na soczewki, stały aparat na zębach z różowymi gumkami, włosy z rudego wróciły do blondu.

Gdzieś w między czasie nauczyłam się rozmawiać z ludźmi, stałam się trochę mniej wredna, ale wciąż jestem cholernie uparta i pewna siebie i świadoma własnej wartości, a może nawet nieco zarozumiała.

Mam wrażenie, że przez pierwsze trzy miesiące tego roku prawie nie żyłam, choć zaczęło się od pięknego noworocznego kanpai z przyjaciółmi. Myślałam, że tak rozpoczęty rok nie może być zły, ale oczywiście ktoś tam, na Górze, miał nieco inne zdanie.

W marcu pożegnałam się z Marcinem, który nawet o tym nie wiedząc popchnął mnie ku wielu zmianom. Wciąż jest i chyba jeszcze długo pozostanie moim ideałem.
W kwietniu ojciec znów namieszał.
Z maja pamiętam chyba tylko juwenalia i przeniesienie bloga na blogspot.

Dobre rzeczy dziać zaczęły się w połowie roku.
Od czerwca prawie do końca roku znów chodziłam do pracy z uśmiechem na ustach, bo co chwilę ktoś przekazywał mi pozdrowienia od Konwojenta, którego zresztą widywałam raz w tygodniu.
Living Things

Wakacje minęły pod znakiem pracy, poza trzema tygodniami.
Wyjazd do Przewozu, projekt zombie, który mam nadzieję skończymy, cisza, spokój, odpoczynek.
Wizyta kuzynki ze Słupska i mój pobyt tam, u niej. Masa ciekawych ludzi, rozmów i jeden wieczór, który mógł mieć nieciekawe konsekwencje. Miałam wrażenie, że stracę bliską osobę, jednak teraz wspominam ten dzień jedynie z lekkim zażenowaniem.
Pamiętam koniec września, który przyniósł Moją Miłość, a wraz z nim dokładnie te zmiany, których tak pragnęłam. I trochę za dużo alkoholu.
Ciepło/Zimno

Październik dał mi kolejne znajomości i Kolegę Z Roku. Plus mnóstwo nowych rzeczy do nauki.
2nd Law
Listopad minął spokojnie. Jak zwykle przepracowałam pierwszego, więc znów ominął mnie grobbing. Basen, koncerty, zajęcia, Jak poznałem waszą matkę.
Grudzień był dobry. Przez połowę tego miesiąca byłam chora, a druga była wolna od zajęć. Długopis, urodziny, kino, święta, pierogi. Wciąż za dużo alkoholu.
LemON
Martwi mnie tylko jedna rzecz: 2012 nie przyniósł mi tego kawałka szczęścia, na który liczyłam najbardziej - miłości. Wciąż idiotycznie zakochana, nie mam nawet siły temu zaprzeczać, w kimś, kto sam nie wie, czego chce. 




Postanowienia na kolejny rok? 
Przede wszystkim przeżyć.
Dla odmiany zakochać się w kimś, kto pokocha mnie.
Nie zepsuć relacji między mną a MM, czymkolwiek by ona nie była.
Odwiedzić Słupsk, Toruń, Poznań, a może nawet i Ełk.
Zrobić prawko.
Da się to zrobić w 365 dni, prawda?




Czego życzę Wam?

Chyba nie zdziwicie się, jeśli powiem, że dużo miłości. Znalezienia szczęścia. Sukcesów w pracy i nauce. Zdrowia. Spokoju. Pieniędzy. Tego, co dla Was ważne.


poniedziałek, 17 grudnia 2012

I'm fucking genius

Drogi Amorze, za karę ci tę strzałę w dupę włożę
Drogi Erosie, ty będziesz za to palił się na stosie
A ty Walenty, że niby święty
Niechaj na zawsze będziesz przeklęty!



Tymczasem w domu:
Mam dość. O, Moja Miłość jest na fb. Nie bawię się w to już. Napisał. Nie bawię się.
- Idziemy do kina?
- Jasne, czemu nie?
Polecam film Frankenweenie. Przynajmniej to nam się udało tego wieczoru, bo poza tym, nie będzie czego wspominać.

Tymczasem w pracy:
Kilkominutowa wizyta Konwojenta made my day.
- Rozmawiałaś z nim, jakbyś naprawdę chciała się umówić. - stwierdziła po jego wyjściu moja koleżanka z pracy. Brawo Sherlocku! A po chwili dodała śmiejąc się, jak tylko ona potrafi: - Ku*wa! Chciałabym zobaczyć minę Wiesi [mojej mamy], jak ty się z nim umówisz! Co jak co, ale do jej ulubieńców to on nie należy...
Cóż, miny reszty moich współpracowników bardziej mnie interesują. Byle do czwartku/piątku, wtedy wszystko się okaże. Ciekawe, czy dotrze to do uszu Mojej Miłości.

Tymczasem na uczelni:
Żartuję, mam zwolnienie do środy. Za to Kolega pisze codziennie pytając o moje zdrowie. 
Pojutrze kino. Na całe szczęście są Środy z Orange. 

I specjalnie dla was moje najnowsze odkrycie, absolutna perełka, czysta poezja, muzyka na najwyższym światowym poziomie: 


sobota, 8 grudnia 2012

Takie rzeczy tylko w erze

Idąc za przykładem innych blogerów i ja przywitam się z grudniem. Czekałam jedenaście miesięcy, żeby móc znów zaśpiewać:



Kochaj, to fajne jest – twierdzi kapsel od tymbarka, a ja zastanawiam się, dlaczego nawet soki kłamią.

Dziwne rzeczy dzieją się u mnie ostatnio. Początkowo ten post miał być zatytułowany Brnijmy w to dalej i miał dotyczyć Mojej Miłości.

Miałam napisać, że mam już dość; że nie chcę się dłużej z nim w to bawić; że może i kiedyś wiedziałam, o co mu chodzi, ale albo zdążył zmienić zdanie, albo się myliłam; że jestem zmęczona tym wszystkim; że nie chcę brnąć w coś, co nie ma sensu, nie ma przyszłości. 

Wciąż tak uważam, ale nie sądzę, by moje głupie serce przyjęło to do wiadomości.

Podczas gdy On nie kupił mi na urodziny złamanego badyla, od Kolegi Z Roku dostałam różę i pudełko czekoladek. Stwierdziłam kiedyś, że umawianie się z dwoma jednocześnie mogłoby być zabawne. Otóż nie jest.

Jak na złość do tego wszystkiego wtrącił się Mój Ulubiony Konwojent. Raczej nie wspominałam o nim tutaj, więc gwoli wyjaśnienia powiem tylko, że poznałam go w pracy w czasie wakacji i od tamtej pory widuję go średnio raz w tygodniu przez kilka minut, a jeśli nie, zawsze mnie przez kogoś pozdrawia, i wszyscy nazywają go moim.

W każdym razie, tydzień temu dał mi długopis. Tak, wiem, nic wielkiego – długopisy od konwojentów walają się po całej firmie – jednak kiedyś przeprowadziłam z nim ciekawą rozmowę:

Ciągle tylko pozdrawiasz, a nawet długopisu mi nie przywiozłeś.
A ty tylko na długopisy liczysz?
Nie, na coś więcej.
A na co konkretnie?
Powinieneś się domyślić.
A może ja z tych niedomyślnych jestem? Potrzymam cię jeszcze w niepewności.

Dlatego długopis ten uznałam za pewnego rodzaju wstęp. I nie myliłam się, już zaproponował mi jakieś wyjście i wyciągał ode mnie numer telefonu.

Świetnie. Tylu facetów dookoła i żadnego porządnego związku, a moje serce wciąż czuje się bezpiecznie przy nieodpowiedniej osobie.

Musiałam to przelać na klawiaturę, żebym za rok mogła przeczytać to i powiedzieć: Ale byłam wtedy głupia... W dodatku nic się nie zmieniłam.

Do posłuchania zostawiam wam świątecznego Michaela Buble. KLIK.