środa, 27 listopada 2013

Let's fade together...


Miałam dziś wcześniej pójść spać, dobre sobie. Zamiast tego znów oszukałam sama siebie, bo siedzę tutaj i piszę. Żeby mi to chociaż wychodziło! Opowiadanie od paru miesięcy czeka na pierwszy rozdział, miałam w planie jeszcze kilka postów w luźnym stylu, ale nie umiem się za to zabrać. Czytam więc - właśnie skończyłam The Fiery Heart Richelle Mead w oryginale, bo zbyt niecierpliwa jestem, żeby czekać na oficjalne tłumaczenie, a nieoficjalne potrafię sobie zrobić sama. Przez chwilę zakochana byłam w Adrianie, szybko jednak uświadomiłam sobie, że wampir-alkoholik z depresją nie jest najlepszym miłosnym wyborem. Nawet gdyby posiadał zaledwie jedną z tych cech, to i tak byłoby raczej kiepsko w takim związku, więc rzuciłam go do czasu wydania kolejnej części Kronik Krwi.

W tle właściwie bez przerwy leci mi franciszkowy występ na festiwalu Lollapalooza na przemian z muse'owym koncertem na Austin City Limits. Prędzej niż cokolwiek na jutrzejsze zajęcia (jakie w ogóle mam jutro zajęcia?) stworzę listę gwiazd, z którymi chciałabym się przespać, i póki co o pierwsze miejsce biją się oczywiście Matt Bellamy i Alex Kapranos. Nie jest to chyba zaskoczeniem, biorąc pod uwagę moją playlistę. Gdzieś tam poniewierałby się jeszcze oczywiście Jared Leto, znalazłoby się pewnie też miejsce dla Nicka McCarthy'ego i... dalej pomysłów mi brak, ale prawdopodobnie przyjdą z czasem. 

Kiepsko ostatnio sypiam, a głowa boli mnie tak, jakby ktoś ściskał mi czaszkę imadłem, może akurat nie w tej chwili, ale dam głowę (o ironio), że jutro znów tak będzie. Poniedziałki są paskudne, jestem na nogach od rana do wieczora, we wtorki trochę krócej, środy znów przepracowane, za to w czwartki i piątki odsypiam cały dzień. W soboty ledwie egzystuję, zwłaszcza kiedy facet od remontu od dziesiątej rozbija kafle albo używa wiertarek, szlifierek i innych wydających miłe dźwięki maszyn, od czasu do czasu zdarzy mi się gdzieś wyjść. W niedzielę za to jestem tak wypoczęta, że zazwyczaj pół nocy spędzam oglądając seriale albo rozmawiając z kimś na fejsie, przez co w poniedziałek budzę się zmęczona. Idiotyczne błędne koło. Przysięgam, że w czwartek nie pozwolę wywlec się z łóżka przed jedenastą, bo na piętnastą umówiona z Madzialeną jestem, ogarnąć się do tego czasu muszę i zapakować prezent dla Schabby, bo tym razem ten obowiązek spadł na mnie. Zastanawiam się, czy zamiast męczyć się z papierem i taśmą nie pojechać do Klifu i pozwolić zrobić to profesjonaliście (i zapłacić trzy razy więcej niż za samo opakowanie). Zobaczymy.

Znajdźcie mi nową pracę... Lubię tę, ale szlag mnie jasny trafia, kiedy dwa razy z rzędu pozwalam sobie przeoczyć tysiąc złotych, i to jeszcze mając świadomość, że muszę uważać na tę samą cholerną stację paliw! Jeśli przypadkiem znajdziecie się na Lotosie nr 237 (albo 273?) ochrzańcie ode mnie kasjera, że głupoty robi, a przez niego głupoty robię i ja. A może powinnam mu podziękować, że wkłada do kopert więcej pieniędzy zamiast mniej? Nie wiem. Wiem tylko tyle, że kiedy Aga założy już własne wydawnictwo, co niechybnie się stanie, a ja nie będę miała pracy, zatrudni mnie u siebie. A może Magi się do czegoś przydam, jak już zostanie sławną na cały świat pisarką i wyda książkę? Jestem pewna, że przynajmniej nie dadzą mi zginąć. 

tl;dr: Wciąż zakochana w FF i Muse, zmęczona i wkurzona na samą siebie.

sobota, 23 listopada 2013

I'll never get your bullet out of my head now, baby

Nigdy nie przypuszczałabym, że to pan J. będzie pierwszym konwojentem, z którym zostanę sam na sam i to jeszcze u mnie w domu, ale cóż, ktoś musi przecież wycekolować kuchnię, zbić kafelki i położyć nowe... Oh god, why mama wymyśliła sobie ten remont? Wszystko zaczęło się w lipcu od sypialni rodziców i trwa po dzień dzisiejszy. Oczywiście nic nie jest jeszcze skończone, a nowe meble do kuchni pojawią się prawdopodobnie dopiero po nowym roku. Nie, żebym narzekała, ale prawie pół roku żyć w takim bałaganie... Weź tu człowieku miej porządek w życiu, jak nie umiesz zrobić porządku nawet we własnym domu. 

Ten, kto twierdzi, że fochanie się jest domeną kobiet, myli się i to ogromnie. Już kiedyś wspominałam, jak to Piękny strzelił focha wprost klasycznego, a ostatnio i Rudzielec pokazał, na co go stać. Myślałam, że jak facet ma trzy dyszki na karku, to będzie się zachowywał, jak na dorosłego człowieka przystało... Gdzie tam! Moja mama poprosiła go, żeby rozdzielił jakieś tam papierki (dwie sekundy roboty), coby szybciej interesy poszły, a on współpracy odmówił, jako że za nikogo robić nie będzie, toteż mama wykonała tę czynność własnoręcznie, po czym potraktowała go kultowym już w naszej pracy "Wypie*dalaj". A on śmiertelnie obrażony chyba od trzech dni nie pokazuje się jej na oczy, a swoje interesy załatwia przez samego Kierownika Zamieszania, czyli Pięknego właśnie. 

Ciekawym jest też fakt, że jeśli coś się w mojej firmie dzieje, w jakichś dziewięćdziesięciu procentach przypadków ma to bliższy lub dalszy związek z Pięknym. Kto zapomni worka i później trzeba mu dowozić? Piękny. Kto przywozi biżuterię za kilkaset tysięcy w kartonie po winie? Piękny. Kogo wszyscy kochają? Właśnie. Mówiłam o kultowym "Wypier*alaj", które w oryginale brzmiało właściwie "Wypier*alaj do śluzy, chu*u" i skierowane było przez moją koleżankę do niego właśnie (co przeskrobał akurat wtedy bóg jeden wie). I tak jakoś powszechnie się przyjęło...

Rozpisałam się, a tak naprawdę wcale nie o tym chciałam... Chciałam powiedzieć wam, że się zakochałam. Zakochałam na zabój, jak chyba jeszcze nigdy, a obiektem moich gorących uczuć jest sam Franciszek Ferdynand.


Wpadłam po uszy już parę lat temu, a stara miłość nie rdzewieje. Powyższy teledysk po prostu mnie zachwycił, jest genialny w swojej prostocie. 

piątek, 15 listopada 2013

Gdzie popełniłam błąd? & Listopadowy stosik prezentowy


Tegoroczne Halloween przypomniało mi w dość brutalny sposób, dlaczego nie lubię ludzi. Na szczęście zaraz po tym uświadomiłam sobie, że mimo wszystko czasem warto jednak spędzić z nimi trochę czasu. Połowy osób nie znałam, jednak czułam się wśród nich nieźle, a to dla mnie naprawdę coś. Nawet nie wiecie, jaką głupią przyjemność sprawiło mi usłyszenie "Nie, nie, tej pani alkoholu już wystarczy" i to, że kolega zabrał mi szklankę, żeby odstawić ją gdzieś poza mój zasięg... Brakowało mi czegoś takiego. Niestety jedyny wolny chłopak okazał się być nieletni, przez co impreza nieco straciła, ale przynajmniej powstrzymało mnie to od klejenia się do wszystkiego, co żyje.


I ta właśnie wyżej wymieniona nieletnia istota postanowiła zagadać mnie na fejsie. Seriously? Zresztą nie tylko ona, wchodzę na tę stronę, a ludzie do mnie piszą! Wychodzę z domu, a ludzie mnie zagadują! Co gorsza, i mnie zdarza się odezwać do kogoś... Gdzie popełniłam błąd? Hej, przecież ja tu jestem forever alone! Nie mówię, że mam teraz milion znajomych, których spotykam na każdym kroku, ale dla mnie nawet to, co dzieje się teraz, to naprawdę dużo. Chyba trochę się zmieniłam...

nie czekaj, nic już się nie zdarzy

Carrie prosiła mnie, żebym pochwaliła się prezentem dla koleżanki, która niedawno miała urodziny. Oto i on:


Przy okazji zamówiłam także to:

Pierwszy rządek przypinek dla Madzialeny, drugi dla wariatek, które postanowiły, że kiedyś zrobią cosplay MLP (Jak myślicie, który kucyk pasowałby do mnie najbardziej?), a ostatni oraz Suppli dla mnie, bo kiedyś w końcu muszę uzupełnić kolekcję.

czwartek, 7 listopada 2013

Zgubił mnie piękny twój defiladowy krok

Patrząc na to, co dzieje się wokół mnie, mogłabym napisać jeszcze ze sto postów zatytułowanych Seriously?, ale nie lubię takiej monotonii i będę wymyślała ciekawsze tytuły.


Jest wiele rzeczy, które mnie irytują, na przykład wkurzam się, kiedy ktoś nie schowa keczupu do lodówki i robi się kwaśny albo nie zapakuje odpowiednio sera i ten wysycha... Ale najbardziej denerwują mnie ludzie, którzy nie rozumieją mojej ironii. Naprawdę. Mówisz człowiekowi "Przyjęłam cię do znajomych na fejsie, a to już coś znaczy", a temu komuś wydaje się, że tak jest naprawdę. I bach!, przychodzę do domu, włączam wi-fi w komórce i oto jest: Nowa wiadomość od Rudzielca. Coś mi się wydaje, że przez jakiś czas będę teraz unikała spędzania czasu na tym zacnym portalu.

Jakby tego było mało, Rudzielec obchodził kilka dni temu swoje trzydzieste pierwsze urodziny, za to załamany był tak, jakby to były z pięćdziesiąte. Kilka dni wcześniej mówił mi, że jak ktoś mu napisze życzenia, to go ze znajomych wyrzuci, więc cały dzień grzecznie się od tego powstrzymywałam. I znów, nowa wiadomość, mówię mu, że staram się nie składać mu życzeń urodzinowych, a on na to: "A już myślałem, że o mnie zapomniałaś." I niby to kobiety nie wiedzą, czego chcą?

Pamiętacie moje postanowienie o nieflirtowaniu? Haha, nie ma szans. Uzależniłam się i tyle.