czwartek, 27 marca 2014

Uwielbiam ludzi!*

*żartowałam. 

Czyli o ludziach słów kilka

Post dedykuję Anelise, która zmotywowała mnie do napisania w końcu tego, co już od dawna chodziło mi po głowie. :)

Pewnie wiele razy słyszeliście ode mnie, że nie lubię ludzi. Już spieszę z wyjaśnieniem: tu właśnie kłania się wam moja egoistyczna natura, bo egoistką jestem i nie mam zamiaru tego ukrywać; mam grono osób, które lubię, a nawet są osoby, które kocham na swój samolubny sposób. Większość ludzi zwyczajnie toleruję, a kilku przypadków wręcz nie znoszę. Wychodzi więc na to, że poza nielicznymi wyjątkami ludzie są mi obojętni. Nie zależy mi na miliardzie fejsbukowych znajomych, których naprawdę nie znam. Tak przynajmniej o sobie mówię.


W rzeczywistości wygląda to jednak trochę inaczej. 

Zanim się obejrzałam, w ciągu roku, albo nawet w krótszym czasie, polubiłam, a przede wszystkim doceniłam pracę z ludźmi. Zawsze wydawało mi się, że się do tego kompletnie nie nadaję, a moje miejsce jest gdzieś wśród papierów. A tu proszę, okazało się, że wśród ludzi czas mija szybciej i przyjemniej. Można się z nimi pośmiać, poflirtować, dowiedzieć się od nich mnóstwa rzeczy* i poznać różne opinie. Wiadomo, nie zawsze jest kolorowo, ale do tego zdążyłam się już przyzwyczaić.

Oczywiście nic tak nie pomaga w mojej pracy, jak bycie młodą blondynką. Serio. Bo 99% "interesantów" to mężczyźni. Całe szczęście, że się akurat tak złożyło, inaczej chyba nie wybaczono by mi mojego nie zawsze ogarnięcia... Niemniej przydaje się też uśmiech i miłe podejście. Tak, staram się być miła, jednak ukąsić też potrafię**. No wiecie, jak to kobieta.

Są tacy, na sam widok których już cieszy mi się ryj. Są i tacy, przy których trzeba schować swój urok osobisty do kieszeni i nie wychylać się poza standardowe "dzień dobry", "dziękuję" i "do widzenia". I kiedy ktoś porządnie mnie wkurzy, nic tak nie poprawia mi humoru jak fakt, że wcale nie muszę z tym kimś rozmawiać, poza tym, co wchodzi w zakres moich obowiązków.

Kto wie, może za rok stanę się duszą towarzystwa? 

Tymczasem kochana Aga na moje retoryczne pytanie "Co się ze mną stało, że polubiłam przebywać z ludźmi?" odpowiedziała prosto, ale mocno: "Koniec świata jest blisko." Żeby nie było, że nie ostrzegałam.

*Np. gdzie ktoś kupił mieszkanie, żeby nigdy przypadkiem nie zamieszkać w pobliżu.
**Bywam naprawdę wredna. Często niechcący, a czasem po prostu chcę komuś dopiec.

wtorek, 18 marca 2014

Dzień 12: Ulubieni wykonawcy

Treść tego posta nie zaskoczy chyba nikogo, kto zagląda do mnie od czasu do czasu. Oto szóstka moich ulubieńców: 

Linkin Park
Słucham ich, odkąd tylko sięgam pamięcią, dlatego wydaje mi się, że są ze mną od zawsze. Uwielbiam zarówno ostre rockowe brzmienie ich pierwszych płyt, jak i naszpikowane elektroniką najnowsze albumy.


happysad
Trzy lata temu przypadkowo znalazłam się na ich koncercie... i przepadłam. Od tamtej pory cały czas są ze mną, co zresztą widać w adresie i tytule bloga.


Eldo
To już sześć lat, odkąd wielbię twórczość tego pana. Ma świetne teksty, można by cytować je na każdym kroku.


Muse
Czyli Matt Bellamy i spółka. Od dawna marżę o zobaczeniu ich na żywo.



Strachy na Lachy
Pierwszy koncert, na który poszłam... Od tamtej pory nie opuszczam żadnego ich występu w Trójmieście. 


Indios Bravos

Wprost zarażają pozytywną energią!



Poza tym, cenię sobie także twórczość:

Franz Ferdinand 
I wcale nie tylko dlatego, że Alex ma boski akcent, a cała czwórka prezentuje się całkiem-całkiem...


Luxtorpeda
Na pierwszy koncert poszłam, znając trzy piosenki... Na drugim znałam prawie wszystkie. W dodatku chłopacy są przesympatyczni.


Zeus 


Placebo
Idealna muzyka na chłodne zimowe wieczory.



niedziela, 9 marca 2014

Dobry dzień na Gunsów... Zły na wszystko inne

A może dzień, który zaczął się marnie, marnie skończy się? Tego jeszcze nie wiem, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że właśnie tak będzie. To jeden z tych dni, kiedy pojedyncze słowo wywołuje lawinę krzyków, wzajemnych oskarżeń, raniących słów, łez, żalu, wspomnień. W takie dni żałuję, że nie jestem gdzieś daleko stąd. W takie dni... dobrze się słucha Gunsów. 

Jak na złość pogoda dopisuje, aż chciałoby się wyjść na spacer... ale nie mam siły.


Dalszy ciąg 100 day song challenge: 

Dzień 11: Piosenka artysty, który Ci sie podoba/przyciąga cię

Dzień 12: Piosenka zmarłego artysty

Dzień 13: Ulubiony cover (wiesz kto śpiewa oryginalną wersję?)


Dzień 14: Piosenka z dobrym teledyskiem

Dzień 15: Piosenka, której nienawidzisz

Dzień 16: Piosenka, którą lubisz, ale nie lubią jej Twoi znajomi

Dzień 17: Piosenka z filmu (jaki to jest film?)
Darde disco (Om Shanti Om)

Dzień 18: Piosenka z roku, w którym się urodziłeś/aś

Dzień 19: Piosenka, którą Twoim zdaniem, lubi wielu ludzi

Dzień 20: Dobra piosenka z lat 80tych

Dzień 21: Pisenka z imieniem w tytule

Dzień 22: Piosenka, która trwa więcej niż 7 minut

Dzień 23: Piosenka bez słów

Dzień 24: Dobra piosenka z lat 70tych

Dzień 25: Piosenka, o której zagranie poprosisz DJ’a na imprezie

Dzień 26: Dobra piosenka z lat 60tych

Dzień 27: Piosenka z liczbą w tytule

Dzień 28: Bardzo stara piosenka (mniej więcej który to rok?)

Dzień 29: Piosenka Michaella Jacksona

Dzień 30: Jedna z najstarszych piosenek, które lubisz