wtorek, 29 października 2013

Seriously? cz. 2

Nie no, znowu pisać nie umiem. To chyba wtórny analfabetyzm. Patrzę na litery, litery układają się w słowa, słowa w zdania... A zdania nie mają kompletnie żadnego znaczenia. Czasem jedyne, co mogę z siebie wykrztusić, to Seriously? 

Najfajniejszy Rudzielec (o którym pisałam gdzieś tu) rozwalił system. Nie wiem, skąd ci faceci biorą takie teksty, naprawdę, jakby się z Pięknym umówili. Chyba muszę skończyć z tym cholernym flirciarskim zachowaniem, bo granica między pracą a życiem prywatnym zaczyna mi się zacierać i jeszcze skończę jak M., a tego bym nie chciała.
*.*

Oglądam z rodzinką Biblię w tv, dyskutujemy o bohaterach. W pewnym momencie moja mama stwierdza: Mojżesz to ten, który dostał decathlon. Hm, chyba ktoś tu jest przepracowany... 

wtorek, 22 października 2013

Sam sobie narysuj świat...


Jeśli jednego dnia twoja mama robi sobie wycieczkę do gdańskiego oddziału NBP, a Piękny wygląda jak kupka nieszczęścia, to wiedz, że coś się dzieje. Serio, co za różnica, parę milionów w tę, parę milionów w tamte. Ostatecznie jednak mama uratowała Pięknemu tyłek, mówiła, że chłopak prawie płakał przez telefon. Chciałabym o zobaczyć... Chociaż z drugiej strony obawiam się, że to jeden z tych widoków, które bardzo chcesz zobaczyć, a gdy już widzisz, modlisz się, żeby nigdy więcej tego nie oglądać. Jak pijana Magda. Po prostu niektóre rzeczy nie powinny mieć miejsca. Bo nie. 

Trochę się dzieje, ale pisać o tym nie umiem. 

wtorek, 8 października 2013

Kolejny raz wita mnie warszawska* jesień


Po raz pierwszy od dawna znów czuję, że jestem we właściwym miejscu. Nie wyobrażam sobie, że gdziekolwiek na świecie mogłoby być w tym momencie piękniej, niż w Trójmieście. Złote i czerwone liście, błękitne niebo, słońce, ten wiatr znad morza, który sprawia, że chce się oddychać, i całkiem wysoka temperatura. Możesz usiąść na leżaku z książką w samym centrum Gdyni i obserwować stamtąd jedną z najbardziej ruchliwych ulic miasta. Jeśli chcesz trochę więcej spokoju, nie ma nic lepszego niż miejska plaża i bulwar poza sezonem turystycznym, w końcu to zaledwie kilka minut spacerkiem od Świętojańskiej. W Sopocie chyba jeszcze lepiej, stary dobry Monciak, na którym zjesz, wypijesz i kupisz dosłownie wszystko, czego sobie zażyczysz, stare dobre molo, imprezowe serce Trójmiasta, na którym bez względu na porę dnia nigdy nie jest pusto, a studenci i turyści zza granicy rozpanoszyli się na dobre. Uwielbiam mieć tam zajęcia, w przerwie zawsze mogę iść zaczerpnąć jodu, uważając jedynie, aby nie potknąć się na brukowanych uliczkach.

To jest magia. Zakochałam się w takiej jesieni.


Powoli zaczynam weekend, jutro co prawda dwa wykłady, ale jeszcze nie wiem, czy się na nich pojawię, no i praca, ale to tylko osiem godzin robienia tego, co lubię robić.

Zajęcia zaczęłam w poniedziałek. Oczywiście żeby nie było zbyt kolorowo, nie mam pojęcia, w której grupie z angielskiego jestem, z kim, gdzie i o której godzinie mam te zajęcia. Ponad godzinę stałam w kolejce do dziekanatu, aby kompletnie nic nie załatwić, za to przy okazji poznałam chłopaka z Akademii Morskiej. Moje studia, takie piękne. Za to mam jeden wykład z panem M. i moje zainteresowanie starszymi facetami powraca.

Wraz z jesienią nadeszły też nowe sezony seriali. Jak poznałem waszą matkę (całe szczęście to już ostatni!), Teoria wielkiego podrywu, Kości... I drugi sezon Kuroko no Basuke, który zapowiada się chyba jeszcze lepiej niż pierwszy, a nie przypuszczałam, że to w ogóle możliwe.

Koncertów w tym sezonie też nie zabraknie. Happy już w sobotę, Indiosi, tradycyjnie Strachy, Luxtorpeda. Nowe płyty się kroją. 

Naprawdę zakochałam się w takiej jesieni.

*A raczej trójmiejska jesień.
**Trolejbus, autobus lub pociąg.

czwartek, 3 października 2013

My sweet prince...


Październik w obiektywie czas zacząć! 

Tak, wiem, że październik zaczął się już jakiś czas temu, ale mam w zwyczaju przesypianie początku miesiąca. Na temat akcji więcej poczytacie u Kaa

Na dobry początek kawałek mojej ściany z kalendarzem i kawałkiem planu londyńskiego metra na pamiątkowej torbie.


Czy ja dałam ostatnio do zrozumienia, że faceci to skomplikowane istoty? Nie mam pojęcia, skąd wzięłam wtedy ten pomysł. Wystarczy, że zobaczą kawałek ładnego ryjka/tyłka, a od razu cieszą się jak dzieci. W poniedziałek słyszałam, jak jeden z konwojentów darł się, że czeka już ponad pół godziny i nikt nie może go przyjąć, a na moje dzień dobry zmienił się we wprost przesympatycznego kolesia. I od razu połowa tych ciuli chciała się wepchnąć do mojej kolejki, bo Piękna wszystko przyjmie. Właśnie - oto kolejny dowód na to, że pasowalibyśmy do siebie z Pięknym. On Piękny i ja Piękna.

Tak strasznie chciałabym, żeby jego słowa okazały się prawdą. Nasze rozmowy to żaluzje na żaluzjach. Zdałam sobie sprawę, że my tak umawiamy się już chyba od półtora roku. Niezły staż.

Jeśli zaś o siłownię chodzi, o endorfinach wciąż niewiele mi wiadomo, za to zaznajomiłam się bliżej z inną substancją chemiczną - kwasem mlekowym. Towarzyszy mi prawie każdego dnia. Z różnorakich pomiarów dokonanych przez mojego personalnego trenera wynika bardzo jasno, że wszystko mam w normie, ale powinnam zrzucić 2,7 kg. Ponadto mam bardzo lekkie kości (więc nie mogę usprawiedliwiać swojego wyglądu tym, że mam grube kości), a wiek mojego organizmu to dwadzieścia pięć lat, co ewidentnie tłumaczy to moje zainteresowanie starszymi osobnikami.