Nie tego się spodziewałam po tym miesiącu. Po moim miesiącu. Jest mi przykro. Wczoraj miałam urodziny, stuknęło mi oczko. Wiadomo, jak to jest, telefony, smy, wiadomości na fb... Nawet od tych, którzy pewnie nie do końca zdają sobie sprawę, skąd mnie w ogóle znają. Ale na kilku osobach się zawiodłam, bo nie zdobyły się nawet na głupie "Sto lat" na mojej fejsbukowej ścianie. To tak, jakbym dostała w twarz. Proszę bardzo - A. i K., które miałam może nie za przyjaciółki, ale na pewno dobre koleżanki, z którymi często się widuję, którym kupuję prezenty, z którymi dzielę się swoimi dziwactwami - nie odezwały się ani słowem.
Miałam nadzieję na życzenia od Rudzielca - w końcu tak bardzo upominał się o swoje - a tu cisza. Zaglądam do niego, bo coś dawno go nie widziałam... Wyrzucił mnie ze znajomych. Powoli przestaję się dziwić, że jest sam. Dlaczego zawsze, kiedy zaczynam mieć o kimś dobre zdanie, nagle dzieje się coś, co uświadamia mi, że jestem w błędzie?
Pamiętał za to mój były-niedoszły. Jakby głupie "Co tam?" mogło wymazać zupełnie kilka miesięcy milczenia między nami. "Wracam na święta do Gdyni" oznajmił. I co? Powinnam mu odpowiedzieć "To świetnie, tęskniłam"? Jasne. Zaraz zaczynam piec dla niego ciasteczka.