Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nie-miłość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nie-miłość. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 3 grudnia 2013

This is my December...


Nie tego się spodziewałam po tym miesiącu. Po moim miesiącu. Jest mi przykro. Wczoraj miałam urodziny, stuknęło mi oczko. Wiadomo, jak to jest, telefony, smy, wiadomości na fb... Nawet od tych, którzy pewnie nie do końca zdają sobie sprawę, skąd mnie w ogóle znają. Ale na kilku osobach się zawiodłam, bo nie zdobyły się nawet na głupie "Sto lat" na mojej fejsbukowej ścianie. To tak, jakbym dostała w twarz. Proszę bardzo - A. i K., które miałam może nie za przyjaciółki, ale na pewno dobre koleżanki, z którymi często się widuję, którym kupuję prezenty, z którymi dzielę się swoimi dziwactwami - nie odezwały się ani słowem. 

Miałam nadzieję na życzenia od Rudzielca - w końcu tak bardzo upominał się o swoje - a tu cisza. Zaglądam do niego, bo coś dawno go nie widziałam... Wyrzucił mnie ze znajomych. Powoli przestaję się dziwić, że jest sam. Dlaczego zawsze, kiedy zaczynam mieć o kimś dobre zdanie, nagle dzieje się coś, co uświadamia mi, że jestem w błędzie? 

Pamiętał za to mój były-niedoszły. Jakby głupie "Co tam?" mogło wymazać zupełnie kilka miesięcy milczenia między nami. "Wracam na święta do Gdyni" oznajmił. I co? Powinnam mu odpowiedzieć "To świetnie, tęskniłam"? Jasne. Zaraz zaczynam piec dla niego ciasteczka. 


niedziela, 22 września 2013

Love on an atom, love on a cloud

Zauważasz go pierwsza. Na jego widok może i nie wali ci serce, ale jednak przyjemnie jest go spotkać. Jego beznamiętny wzrok prześlizguje się po wszystkim dookoła, nie zatrzymując się na niczym dłużej. Aż dostrzega ciebie i wtedy zachodzi w nim zmiana. Na jego twarzy pojawia się uśmiech, a w oczach błyszczy jakaś iskierka, aż cały promienieje.

Miłe uczucie, kiedy ktoś tak na ciebie patrzy, nawet jeśli to tylko najfajniejszy rudzielec pod słońcem przelotna i krucha znajomość.

Chyba się starzeję, wiecie? Patrzę na tego trzydziestoletniego chłopaka (właśnie: chłopaka, a nie faceta czy mężczyznę...) i mam ochotę zerwać z niego ciuchy. Zębami. Za większością facetów, za którymi oglądam się w centrum handlowym czy supermarkecie, biegają kilkuletnie dzieci. Znam nawet czterdziestolatka, na którym lubię zawiesić oko. Za to patrząc na dwudziestoletnich osobników płci przeciwnej, myślę o nich dzieciarnia. Ciekawe, biorąc pod uwagę, że sama skończyłam ledwie dwadzieścia wiosen.

Ostatnio kiepsko sypiam. Śnią mi się dziwne rzeczy, ni to komedie, ni to koszmary. Tej nocy na przykład, w śnie byłam w ciąży i wszyscy mi gratulowali, nie wiedziałam jednak, czyje to dziecko... Byłam jednak pewna, że ojcem nie jest mój nie-chłopak, co strasznie mnie cieszyło, bo bałam się, że gdyby to był on, matka by mnie zabiła. Sprawdziłam w senniku, nie żebym wierzyła w takie rzeczy, ale interpretacja brzmi nieźle: oczekuj od życia czegoś nowego, spełnią się twoje życzenia.

Czasem miałabym ochotę powiedzieć: hej, Piękny, przeleć mnie na tyle swojego służbowego samochodu. 

Mam wrażenie, że internet wysysa ze mnie kreatywność. Nie umiem już pisać, potrafię tylko klikać po raz setny tego samego fejsbuka i wszystkie te strony, na których i tak nic się nie zmienia. 


Pisanie tutaj ma jeszcze jakiś sens? Jesteście tu?

czwartek, 29 sierpnia 2013

Gotuj z Emi

Zdałam sobie sprawę, że jakieś trzy czwarte postów, które publikuję dotyczy moich nie-miłości i nie-związków. Postanowiłam więc, że tym razem zaprezentuję wam coś z nieco innej beczki, czyli przepis. 

Przepis na udany dzień w pracy
Czas przygotowania: 8-8,5 h 
Składniki:
1 nowy przystojny współpracownik
1 stary znajomy konwojent
1 ulubiona kierowniczka
2 długopisy
mała ilość coli
michałki 
Przygotowanie:
Zmieszaj wszystkie składniki w dowolnej kolejności, jednak nie dodawaj wszystkiego naraz. Pamiętaj też, że z tej mąki chleba nie będzie, bo żeby był chleb, muszą być i jaja

Wiem, to powyżej nie ma większego sensu, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Tęskniłam za pracą, jak już mówiłam ostatnio, a ona chyba tęskniła za mną. W każdym razie miło mi poinformować, że wszystko wróciło do normy, czyli dzień bez Pięknego jest dniem straconym. Żadnych aluzji, tak jakby nic się nie stało. W końcu oboje jesteśmy dorośli. Było ciepłe lato, choć czasem padało... Znów jest prawie mój.

A mój nie-związek chyba czas już zakończyć, bo przyszłości w nim nie widzę. Chociaż czy można zakończyć coś, co się nawet nie zaczęło? To, co nam było, co nam się zdarzyło do ułożenia w głowie mam/ To nic nie znaczyło, to nie była miłość... 

niedziela, 11 sierpnia 2013

Ludzki mózg to złożony mechanizm...


Jedną rzecz przyznać muszę: jestem już za stara na szlaban. Niestety. Wolałabym dostać taką karę niż usłyszeć Jesteście dorośli, róbcie co chcecie. To mi uświadamia, że nie jestem już małą dziewczynką, że jedna głupia rzecz może spowodować poważne konsekwencje... Ale wracając do domu rano myślałam tylko o tym, jak wściekli będą rodzice.
Jak widać udało mi się przeżyć, chociaż przerąbane będę przez jakiś czas miała.
Czuję się dziwnie, bo wydarzyły się dziwne rzeczy, o których mówić nie potrafię, więc na siłę próbować nie będę. Mój umysł po prostu buntuje się przeciwko wypowiadaniu pewnych słów.
Wciąż mam w pamięci wiele słów, i swoich, i innych. 
Mówiłam kiedyś, że określanie rzeczy odbiera im swoisty urok. Czasem jednak nawet ja chciałabym wiedzieć, na czym, do cholery, stoję. Zaczynam martwić się, że utknęłam we friendzone tak głęboko, że nic mnie stamtąd nie wyciągnie. 
Mój umysł się buntuje.
Ktoś powiedział kiedyś, że częściej żałujemy nie tego, co zrobiliśmy, ale tego, że czegoś nie zrobiliśmy. Myślę, że ta myśl powinna mieć na końcu gwiazdkę. *nie dotyczy w przypadku spożycia alkoholu.
Nigdy nie pomyślałabym, że to powiem, ale: cieszę się, że ta ostatnia butelka wódki się rozbiła.
Do tego remont w pokoju, cały dzień zrywania tapety, a na kilka następnych dni chyba będę musiała przenieść się do babci.
I lesbijskie party, na którym rozmawiałyśmy o naprawdę normalnych, jak na standardy dzisiejszej młodzieży, rzeczach. To jakby nie jest normalne. Szablon inspirowany właśnie tym spotkaniem.
Tyle chciałabym powiedzieć, ale... mózg odmawia dalszej współpracy.


wtorek, 30 lipca 2013

Są momenty takie...

Wiecie, że można upić się muzyką? Uwielbiam to. Strachy na Lachy i happysad jednego dnia za zaledwie 15 złotych. Zbyt piękne, żeby było prawdziwe? Na pewno bardzo bolesne, ale warte tych siniaków, tłoku, potu spływającego po ciele i zdartego gardła.

Tymczasem rozmowa dwóch koleżanek tuż przed happy właśnie:
- Ciekawe, ile będę znała piosenek. Pewnie żadnej...
- Ja znam ich wszystkie piosenki na pamięć!
- A ile oni wydali płyt?
- No trzy! 
Dziękuję, nie mam więcej pytań. 

A jutro o tej porze... Będzie naprawdę ciekawie.

środa, 24 lipca 2013

niedziela, 30 czerwca 2013

Dobrze wiesz i ja to wiem...


Głupota powinna być karalna. Serio. Gdyby tak było, już dawno siedziałabym w więzieniu, a nie płakałabym na progu własnego domu w środku nocy i to wcale nie dlatego (a przynajmniej nie tylko dlatego), że zapomniałam kluczy.

Chyba jestem jakąś wiedźmą. Wiedźmą-idiotką. Poprosiłam, dostałam dokładnie to, czego sobie zażyczyłam, po czym jak zwykle przestraszyłam się, podkuliłam ogon i zwiałam.

Próbuję też wmówić sobie (bardzo nieskutecznie zresztą), że wzięłam dodatkowy dzień w pracy wcale nie po to, żeby zobaczyć się z Pięknym, ale dlatego, że trochę ekstra kasy zawsze się przyda. I że nie ruszają mnie zupełnie jego nie-uśmiech na mój widok i klasyczny foch Ale ja nie mam się o co na ciebie gniewać.

Słyszeliście, że w Łodzi ktoś napadł na konwój? Beznadziejny dobór celu, Piękny tego dnia wiózł kilkanaście milinów, a broń ma tylko do ozdoby - przecież nawet nie może jej użyć. (Chociaż jak tak czasem patrzę na niego i jego kolegów, zastanawiam się, co musiała brać osoba, która dała im licencje...). Nie martwcie się więc, wasze pieniądze są pod dobrą opieką.

Nieważne, bredzę już. Dobranoc.

wtorek, 18 czerwca 2013

Voy por ti, chociaż nie mam pojęcia, co to oznacza

To już jest chyba jakieś fatum...


Ok, rozumiem, że jakieś 99% z was zupełnie nie rozumie, co mnie tak oburzyło w tym fragmencie drugiego tomu Pana Lodowego Ogrodu, ale ja wiem i wcale mi się to nie podoba.

Obiecałam sobie, że nie będę przejmować się idiotami, a w uszach wciąż dźwięczy mi to jego smutne Ty już mnie nie lubisz. (Jak on coś powie, to już powie. Pamiętacie tekst stycznia Musisz mnie zrozumieć?) Wystawił mnie, przez co czułam się żałośnie, i jeszcze ma do mnie pretensje... Jak zawsze, a ja mimo wszystko gdzieś tam w środku lubię ten jego uśmiech. 

Zgiń, przepadnij.

Bogu dzięki jest jeszcze ktoś, do kogo mogę napisać w niedzielę o dwudziestej drugiej i wyjść na spacer; kto pożyczy mi kurtkę, kiedy napomknę, że mi zimno; kto zna mnie i moje poczucie humoru i nie obrazi się, kiedy powiem coś wrednego, a chętnie odpowie tym samym; kto zawsze mnie rozśmieszy i na końcu zawsze odprowadzi mnie do domu, mimo że wcale mu nie po drodze. Dobrze go mieć, choć tak naprawdę wcale go nie mam.



sobota, 25 maja 2013

Paranoje we dwoje

To znaczy ja mam paranoję, a on nic o tym nie wie. Wszędzie go widzę, każdy mężczyzna na ulicy wygląda tak jak on. A kiedy naprawdę go spotykam, jestem wściekła, że mi pomachał, jak gdyby nic się nie stało. Paranoja. Paranoja przez wielkie P.

Gdybyście mnie widzieli tydzień temu... Miałam potworną fazę na gadanie, mówiłam bez przerwy przez całą drogę plażą z Orłowa do Sopotu i z powrotem. Złapała nas burza, przemokłyśmy do suchej nitki, ale było warto. Musiałam to wszystko z siebie wyrzucić.

Z wczorajszego Dżemu nic nie wyszło, zamiast tego było wino w domu. Zabrałam telefon Adze, popisałam z jej przyszłym-niedoszłym, swój dałam Schabby, żeby napisała do Bartka. Ciekawa sposób na wznowienie kontaktów po miesiącu ciszy. Pytanie, co dalej? 

poniedziałek, 18 marca 2013

Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie

Ostatnio na własnej skórze przekonałam się, że sto razy lepiej pamiętać wszystkie te głupie rzeczy, które się zrobiło, niż nie pamiętać nic. Sto razy lepiej obudzić się w czyimś łóżku wiedząc, jak się do niego trafiło, niż w swoim własnym, nie mając pojęcia, skąd się w nim wzięło. Sto razy lepiej jest znać jako-tako historię poprzedniego wieczoru, niż dowiadywać się jej z cudzych opowieści. 

Dziesięć godzin wyciętych z życiorysu, jakby nigdy ich nie było. Nigdy więcej.
Skąd zdarte kolano? Skąd obtarty kciuk? Miałam tylko pójść z siostrą i jej koleżanką na piwo. Po tym wszystkim pewnie przynajmniej przestanie narzekać, że nigdzie nie chcę z nią wyjść.
I gdzieś tam w głowie pojawiła się pierwsza myśl: On nigdy nie pozwoliłby mi doprowadzić się do takiego stanu. Albo po prostu przy nim pilnowałabym się bardziej. 

*

Wyszedł właśnie. Nie wierzy mi, w tak idiotycznej sprawie mi nie wierzy. Nie wiem, czy to kwestia Poradnika pozytywnego myślenia, ale mimo tego wszystkiego pojawiła się we mnie iskierka nadziei. 

sobota, 9 marca 2013

Najbardziej rano naiwnych marzeń brak


Nie przepraszaj. Przecież to ja chciałam zostać, to ja wpadłam na ten genialny pomysł, że zamiast o czwartej rano lepiej będzie wrócić do domu o siódmej. Chyba po prostu chciałam, żebyś nie musiał mnie odprowadzać, żebyś miał te piętnaście-dwadzieścia minut snu więcej.
Przynajmniej wiem już, że po alkoholu zaczynasz kleić się tak samo jak ja i włącza ci się tryb przepraszania i szczerości. Szepczesz mi do ucha: Nie przejmuj się, wyjedziemy stąd. My? - pytam. My. Ty znasz angielski, ja znam angielski... I nie wiadomo skąd wypalasz Nigdy nie uderzyłbym żadnej kobiety. Zwłaszcza ciebie. Wierzysz mi? Oczywiście, że wierzę. W wielu kwestiach ufam ci bardziej niż sobie.
Znów twój zapach na moich ubraniach, znów twoje ręce na moim ciele. I znów: Nie, to nie moja dziewczyna. Nie, to koleżanka.
Mimo wszystko, mogłabym być teraz szczęśliwa, gdybym nie skopała czegoś jakiś czas temu. 


niedziela, 24 lutego 2013

Niespokojnie

Bardzo niespokojnie. Już dawno powinnam była się nauczyć, że przed niektórymi sprawami uciec się nie da. Że wieczne odkładanie wszystkiego na później do niczego dobrego nie prowadzi. Więc teraz czas naprawdę wziąć się w garść i załatwić to, czego jeszcze nie załatwiłam.

Wczoraj spędziłam świetny wieczór z panem B. Sto razy bardziej niż w wygodnym łóżku wolę spać na plastykowym siedzeniu w skm-ce z głową na jego ramieniu. Szkoda, że tak bardzo nie jesteśmy razem. Tak, teraz możecie palnąć mnie po głowie. 

niedziela, 3 lutego 2013

Jeszcze


Pozabijam, po prostu pozabijam! 
Ładnie wyglądasz, ale czemu nie masz adidasów? 
Może dlatego, że kobieta powinna wyglądać jak kobieta, a może dlatego, że nie spodziewałam się chodzenia po błocie.
Czemu jesteś zła?
No to życzę wam powodzenia.
Do zobaczenia kiedyś.

Nie traktujcie tej notki zbyt poważnie. Jest druga w nocy, a ja jestem wściekła i już nie trzeźwa, ale wciąż jeszcze nie pijana.

środa, 30 stycznia 2013

Nic na siłę

Cudowne romanse panny Emusioliny dobiegły końca. Coś w tym jest, że najpierw trzeba być szczęśliwym z samym sobą, żeby być szczęśliwym z kimś. Nic na siłę.
Pan K. unika mnie jak może, za to pan W. wręcz przeciwnie, czym doprowadził do tego, że teraz to ja trzymam się od niego z daleka. A pan numer trzy odezwał się tuż po tym, jak doszłam do wniosku, że wcale go nie potrzebuję.
Przynajmniej będę miała spokojne walentynki.

Podobno miłości się nie szuka, miłość przychodzi sama. Tak przynajmniej twierdzi Igor, wokalista LemON.
Całkiem niedawno miałam okazję uczestniczyć w ich koncercie. Trochę dziwnie czułam się w takich spokojnych klimatach, ale powiem szczerze, że było warto. Chłopaki są przeuroczy i trochę jakby nieprzywykli do grania dla takiej ilości ludzi, którzy przyszli specjalnie dla nich. Nie zmienia to jednak faktu, że rozbrajają publiczność swoją szczerością i prawdziwością, grają świetnie, a wokal prowadzący... aż ciary przechodzą po plecach.
Jeśli jeszcze jakimś cudem o nich nie słyszeliście, polecam gorąco zapoznanie się z ich twórczością. Oczywiście w wersji płytowej/live, a nie radiowej.
Tutaj piękna wersja na żywo Bez boju nagrywana kalkulatorem, tutaj studyjna.

P.S. Ignis, słońce! Nie wiem, jak inaczej Ci to przekazać, więc zostawiam mój adres mailowy tutaj: miedzy.wiezowcami@gmail.com

sobota, 5 stycznia 2013

Kierownik zamieszania

Chcesz być w porządku wobec siebie, mnie i Pewnej Osoby? Świetnie, ale czy nie wydaje ci się, że jest już trochę za późno? Że zasługuję na szersze wyjaśnienia niż te zawarte w mniej niż stu sześćdziesięciu znakach, o które musiałam upomnieć się sama? Okej, opamiętałeś się, podobno lepiej późno niż wcale. Szkoda tylko, że nawet nie skłamałeś. Mogłeś powiedzieć, że to był po prostu żart, że nie miałeś poważnych zamiarów... Mogłabym wtedy wyzwać cię od idiotów, dupków i innych takich, powkurzać się i mieć to z głowy. A tak upewniłam się, że jesteś kolejnym naprawdę fajnym facetem, na którego jak widać nie zasługuję. Mam tylko nadzieję, że Ona jest tego warta, że jest choć w połowie tak zajebista jak ja. Na przyszłość dam ci jeszcze pewną radę - jeśli chcesz być fair, najpierw pomyśl, a potem mów, bo ktoś może potraktować Twoje słowa poważnie. Jesteś inteligentnym chłopakiem, więc powinieneś dać sobie z tym radę.

Chciałabym umieć powiedzieć niektórym ludziom Wynoś się z mojego życia, ale boję się, że mogą potraktować te słowa poważnie. Nie umiem się długo gniewać. Wystarczy, że zobaczę uśmiech danej osoby i od razu mi przechodzi.

A ty? Przypomniałeś sobie o mnie z wybiciem nowego roku i zadzwoniłeś, żeby złożyć mi życzenia. Szkoda, że nie pomyślałeś o tym, że mogliśmy razem czekać do północy. Byłam na ciebie wściekła, ale teraz chętnie przytuliłabym się do ciebie. Proszę, nie bądź zły. Nie zepsujmy tego, co jest między nami, czymkolwiek to w ogóle jest.

LemON  - Będę z tobą, Napraw
Tekst miesiąca: Musisz mnie zrozumieć!

niedziela, 30 grudnia 2012

Kilka słów o 2012


Wyższe obcasy, okulary zamienione na soczewki, stały aparat na zębach z różowymi gumkami, włosy z rudego wróciły do blondu.

Gdzieś w między czasie nauczyłam się rozmawiać z ludźmi, stałam się trochę mniej wredna, ale wciąż jestem cholernie uparta i pewna siebie i świadoma własnej wartości, a może nawet nieco zarozumiała.

Mam wrażenie, że przez pierwsze trzy miesiące tego roku prawie nie żyłam, choć zaczęło się od pięknego noworocznego kanpai z przyjaciółmi. Myślałam, że tak rozpoczęty rok nie może być zły, ale oczywiście ktoś tam, na Górze, miał nieco inne zdanie.

W marcu pożegnałam się z Marcinem, który nawet o tym nie wiedząc popchnął mnie ku wielu zmianom. Wciąż jest i chyba jeszcze długo pozostanie moim ideałem.
W kwietniu ojciec znów namieszał.
Z maja pamiętam chyba tylko juwenalia i przeniesienie bloga na blogspot.

Dobre rzeczy dziać zaczęły się w połowie roku.
Od czerwca prawie do końca roku znów chodziłam do pracy z uśmiechem na ustach, bo co chwilę ktoś przekazywał mi pozdrowienia od Konwojenta, którego zresztą widywałam raz w tygodniu.
Living Things

Wakacje minęły pod znakiem pracy, poza trzema tygodniami.
Wyjazd do Przewozu, projekt zombie, który mam nadzieję skończymy, cisza, spokój, odpoczynek.
Wizyta kuzynki ze Słupska i mój pobyt tam, u niej. Masa ciekawych ludzi, rozmów i jeden wieczór, który mógł mieć nieciekawe konsekwencje. Miałam wrażenie, że stracę bliską osobę, jednak teraz wspominam ten dzień jedynie z lekkim zażenowaniem.
Pamiętam koniec września, który przyniósł Moją Miłość, a wraz z nim dokładnie te zmiany, których tak pragnęłam. I trochę za dużo alkoholu.
Ciepło/Zimno

Październik dał mi kolejne znajomości i Kolegę Z Roku. Plus mnóstwo nowych rzeczy do nauki.
2nd Law
Listopad minął spokojnie. Jak zwykle przepracowałam pierwszego, więc znów ominął mnie grobbing. Basen, koncerty, zajęcia, Jak poznałem waszą matkę.
Grudzień był dobry. Przez połowę tego miesiąca byłam chora, a druga była wolna od zajęć. Długopis, urodziny, kino, święta, pierogi. Wciąż za dużo alkoholu.
LemON
Martwi mnie tylko jedna rzecz: 2012 nie przyniósł mi tego kawałka szczęścia, na który liczyłam najbardziej - miłości. Wciąż idiotycznie zakochana, nie mam nawet siły temu zaprzeczać, w kimś, kto sam nie wie, czego chce. 




Postanowienia na kolejny rok? 
Przede wszystkim przeżyć.
Dla odmiany zakochać się w kimś, kto pokocha mnie.
Nie zepsuć relacji między mną a MM, czymkolwiek by ona nie była.
Odwiedzić Słupsk, Toruń, Poznań, a może nawet i Ełk.
Zrobić prawko.
Da się to zrobić w 365 dni, prawda?




Czego życzę Wam?

Chyba nie zdziwicie się, jeśli powiem, że dużo miłości. Znalezienia szczęścia. Sukcesów w pracy i nauce. Zdrowia. Spokoju. Pieniędzy. Tego, co dla Was ważne.


poniedziałek, 17 grudnia 2012

I'm fucking genius

Drogi Amorze, za karę ci tę strzałę w dupę włożę
Drogi Erosie, ty będziesz za to palił się na stosie
A ty Walenty, że niby święty
Niechaj na zawsze będziesz przeklęty!



Tymczasem w domu:
Mam dość. O, Moja Miłość jest na fb. Nie bawię się w to już. Napisał. Nie bawię się.
- Idziemy do kina?
- Jasne, czemu nie?
Polecam film Frankenweenie. Przynajmniej to nam się udało tego wieczoru, bo poza tym, nie będzie czego wspominać.

Tymczasem w pracy:
Kilkominutowa wizyta Konwojenta made my day.
- Rozmawiałaś z nim, jakbyś naprawdę chciała się umówić. - stwierdziła po jego wyjściu moja koleżanka z pracy. Brawo Sherlocku! A po chwili dodała śmiejąc się, jak tylko ona potrafi: - Ku*wa! Chciałabym zobaczyć minę Wiesi [mojej mamy], jak ty się z nim umówisz! Co jak co, ale do jej ulubieńców to on nie należy...
Cóż, miny reszty moich współpracowników bardziej mnie interesują. Byle do czwartku/piątku, wtedy wszystko się okaże. Ciekawe, czy dotrze to do uszu Mojej Miłości.

Tymczasem na uczelni:
Żartuję, mam zwolnienie do środy. Za to Kolega pisze codziennie pytając o moje zdrowie. 
Pojutrze kino. Na całe szczęście są Środy z Orange. 

I specjalnie dla was moje najnowsze odkrycie, absolutna perełka, czysta poezja, muzyka na najwyższym światowym poziomie: 


sobota, 8 grudnia 2012

Takie rzeczy tylko w erze

Idąc za przykładem innych blogerów i ja przywitam się z grudniem. Czekałam jedenaście miesięcy, żeby móc znów zaśpiewać:



Kochaj, to fajne jest – twierdzi kapsel od tymbarka, a ja zastanawiam się, dlaczego nawet soki kłamią.

Dziwne rzeczy dzieją się u mnie ostatnio. Początkowo ten post miał być zatytułowany Brnijmy w to dalej i miał dotyczyć Mojej Miłości.

Miałam napisać, że mam już dość; że nie chcę się dłużej z nim w to bawić; że może i kiedyś wiedziałam, o co mu chodzi, ale albo zdążył zmienić zdanie, albo się myliłam; że jestem zmęczona tym wszystkim; że nie chcę brnąć w coś, co nie ma sensu, nie ma przyszłości. 

Wciąż tak uważam, ale nie sądzę, by moje głupie serce przyjęło to do wiadomości.

Podczas gdy On nie kupił mi na urodziny złamanego badyla, od Kolegi Z Roku dostałam różę i pudełko czekoladek. Stwierdziłam kiedyś, że umawianie się z dwoma jednocześnie mogłoby być zabawne. Otóż nie jest.

Jak na złość do tego wszystkiego wtrącił się Mój Ulubiony Konwojent. Raczej nie wspominałam o nim tutaj, więc gwoli wyjaśnienia powiem tylko, że poznałam go w pracy w czasie wakacji i od tamtej pory widuję go średnio raz w tygodniu przez kilka minut, a jeśli nie, zawsze mnie przez kogoś pozdrawia, i wszyscy nazywają go moim.

W każdym razie, tydzień temu dał mi długopis. Tak, wiem, nic wielkiego – długopisy od konwojentów walają się po całej firmie – jednak kiedyś przeprowadziłam z nim ciekawą rozmowę:

Ciągle tylko pozdrawiasz, a nawet długopisu mi nie przywiozłeś.
A ty tylko na długopisy liczysz?
Nie, na coś więcej.
A na co konkretnie?
Powinieneś się domyślić.
A może ja z tych niedomyślnych jestem? Potrzymam cię jeszcze w niepewności.

Dlatego długopis ten uznałam za pewnego rodzaju wstęp. I nie myliłam się, już zaproponował mi jakieś wyjście i wyciągał ode mnie numer telefonu.

Świetnie. Tylu facetów dookoła i żadnego porządnego związku, a moje serce wciąż czuje się bezpiecznie przy nieodpowiedniej osobie.

Musiałam to przelać na klawiaturę, żebym za rok mogła przeczytać to i powiedzieć: Ale byłam wtedy głupia... W dodatku nic się nie zmieniłam.

Do posłuchania zostawiam wam świątecznego Michaela Buble. KLIK.

wtorek, 6 listopada 2012

Na pierwszy rzut oka...


Wiecie, wczoraj zapytał mnie, czy czuję się bezpieczna. Równie dobrze mógłby spytać, czy jeden plus jeden równa się dwa. 

Tylko że dzisiaj jestem już trzeźwa... A wynik działania się nie zmienił. Jak mawia moja ciocia: Miłość i sraczka przychodzą znienacka.

Chyba powinnam przejawiać więcej optymizmu pod tym względem. Tymczasem liczę na cud, miód i alkohol.

Zapach tych cholernych papierosów został na mojej sukience. Coś czuję, że nie wrzucę jej do pralki przez dłuższy czas.

niedziela, 4 listopada 2012

Niemy czarny kwiat

Dlaczego kurwa płaczesz? To nie są łzy szczęścia, choć w tym momencie, nie da się zaprzeczyć, jesteś cholernie szczęśliwa. Dlaczego nie chcesz uwierzyć, że ten stan może trwać dłużej? Dlaczego wydaje ci się, że kiedy się uśmiechniesz, czar pryśnie? 

Nie jesteś złośliwa ot tak, ironia jest twoją bronią przeciwko ludziom. Wydaje ci się, że tylko się bronisz, a jest wręcz przeciwnie, atakujesz, odstraszasz. Zamiast zyskać, wciąż tylko tracisz. Niczego nie traktujesz poważnie. A później dziwisz się, że cokolwiek powiesz, jest odbierane źle.

Uzależniłaś się od zapachu L&Mów forwardów. Cieszysz się, że zostało go trochę na  twojej skórze, że twoje ciuchy znów śmierdzą jego fajkami.

Chyba już dobrze wiesz, czego on od ciebie chce. Czego chcesz ty? Dasz radę wyjść ze skorupy?