Jesieni, bądź dla mnie dobra.
Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...
Nie będę już zachłanna, nie chcę kawałka szczęścia, chcę okruszek szczęścia. Bo gdzieś tam minęła rocznica naszej znajomości. Śmieszne, że rok temu byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi, dziś łzy płyną mi po policzkach. Nieważne. Jednak dobrze, że wyjeżdża na ten semestr. Nie wiedziałabym co zrobić, gdybym wpadła na niego w autobusie, jadąc na zajęcia. Czy miałabym się dosiąść jak dawniej, czy odwrócić wzrok? Zastanowię się nad tym, kiedy zajdzie taka potrzeba.
Przed chwilą trafiłam na fejsie na post, wobec którego moją jedyną reakcją może być tylko i wyłącznie SERIOUSLY?! I ty, Zielony, przeciwko mnie? Przynajmniej zachował się jak facet, nie gadał o odejściu, tylko zadziałał i to zrobił. Tak bardzo czas szukać nowej roboty.
I zapisałam się na siłownię. Tak, Emi, która unika wysiłku fizycznego jak ognia (poza pływaniem, oczywiście!), dała się ponieść wszechobecnej modzie lansowania się na siłowni w centrum handlowym. To chyba z nudów. Przynajmniej będę miała po co wychodzić z domu. Liczę na to, że te wszystkie gadki szmatki o endorfinach uwalnianych podczas wysiłku się sprawdzą.
Bo dziś nie cieszy mnie nawet Loud Like Love. Za zimno na cokolwiek. O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Przynajmniej plan zajęć mam sensowny.
piątek, 27 września 2013
czwartek, 26 września 2013
Seriously?
Naprawdę zasłużyłam sobie na to?
Okej, może tak. Na początku ewidentnie nie byłam dla niego miła, ale hej, powinien już zauważyć, że ja tak już mam, takie moje specyficzne poczucie humoru. Mam wrażenie, że im ja milsza jestem dla niego, tym on dla mnie bardziej wredny.
Ten człowiek ma wprost fenomenalną umiejętność odwracania kota ogonem. Co by się nie stało, to ja jestem ta zła. Wystawił mnie, po czym łaskawie wyjaśnił powód sms-em, ale to ja zrobiłam źle, nie odpisując na tę wiadomość. Stwierdził, że odchodzi, a tak naprawdę został, ale przecież ja nie powinnam była mówić o tym nikomu. Najpierw mówi jedno, potem kłamie w żywe oczy, że powiedział coś innego, a na końcu to ja próbuję zrobić z niego bajkopisarza.
Magia. Obiecałam sobie, że nie uwierzę mu nawet kiedy powie mi, że Shell to Shell, a Tesco to Tesco, dopóki nie zobaczę tego czarno na białym. Nie znam drugiego takiego ściemniacza...(Podejrzewam, że ten człowiek ma taką wyobraźnię, że byłby w stanie pojąć nawet Starters). Poza mną samą.
Przyszło mi nawet do głowy, że ktoś tam, W Górze, zesłał mi go (a raczej nasłał go na mnie), żebym wiedziała, jak to jest, kiedy padasz ofiarą takiej osoby. Może Ktoś chce, żebym odczuła na własnej skórze jak bolą innych moje kłamstwa i złośliwości?
Tak czy inaczej, czy ktokolwiek potrafi wyjaśnić mi, dlaczego wciąż go lubię?
Lubię tę jego znudzoną minę: Ja mogę tu stać i czekać, mi płacą za godziny. Lubię, jak bawi się pieczątką niczym dziecko, nawet jak skubie to drewienko po lodzie... I nasze nie-flirtowanie. Ale czasami naprawdę przegina.
Okej, może tak. Na początku ewidentnie nie byłam dla niego miła, ale hej, powinien już zauważyć, że ja tak już mam, takie moje specyficzne poczucie humoru. Mam wrażenie, że im ja milsza jestem dla niego, tym on dla mnie bardziej wredny.
Ten człowiek ma wprost fenomenalną umiejętność odwracania kota ogonem. Co by się nie stało, to ja jestem ta zła. Wystawił mnie, po czym łaskawie wyjaśnił powód sms-em, ale to ja zrobiłam źle, nie odpisując na tę wiadomość. Stwierdził, że odchodzi, a tak naprawdę został, ale przecież ja nie powinnam była mówić o tym nikomu. Najpierw mówi jedno, potem kłamie w żywe oczy, że powiedział coś innego, a na końcu to ja próbuję zrobić z niego bajkopisarza.
Magia. Obiecałam sobie, że nie uwierzę mu nawet kiedy powie mi, że Shell to Shell, a Tesco to Tesco, dopóki nie zobaczę tego czarno na białym. Nie znam drugiego takiego ściemniacza...
Przyszło mi nawet do głowy, że ktoś tam, W Górze, zesłał mi go (a raczej nasłał go na mnie), żebym wiedziała, jak to jest, kiedy padasz ofiarą takiej osoby. Może Ktoś chce, żebym odczuła na własnej skórze jak bolą innych moje kłamstwa i złośliwości?
Tak czy inaczej, czy ktokolwiek potrafi wyjaśnić mi, dlaczego wciąż go lubię?
Lubię tę jego znudzoną minę: Ja mogę tu stać i czekać, mi płacą za godziny. Lubię, jak bawi się pieczątką niczym dziecko, nawet jak skubie to drewienko po lodzie... I nasze nie-flirtowanie. Ale czasami naprawdę przegina.
-Miła od samego rana.
-Przecież nie widziałeś mnie rano.
-Nie chciałbym.
niedziela, 22 września 2013
Love on an atom, love on a cloud
Zauważasz go pierwsza. Na jego widok może i nie wali ci serce, ale jednak przyjemnie jest go spotkać. Jego beznamiętny wzrok prześlizguje się po wszystkim dookoła, nie zatrzymując się na niczym dłużej. Aż dostrzega ciebie i wtedy zachodzi w nim zmiana. Na jego twarzy pojawia się uśmiech, a w oczach błyszczy jakaś iskierka, aż cały promienieje.
Miłe uczucie, kiedy ktoś tak na ciebie patrzy, nawet jeśli to tylkonajfajniejszy rudzielec pod słońcem przelotna i krucha znajomość.
Chyba się starzeję, wiecie? Patrzę na tego trzydziestoletniego chłopaka (właśnie: chłopaka, a nie faceta czy mężczyznę...) i mam ochotę zerwać z niego ciuchy.Zębami. Za większością facetów, za którymi oglądam się w centrum handlowym czy supermarkecie, biegają kilkuletnie dzieci. Znam nawet czterdziestolatka, na którym lubię zawiesić oko. Za to patrząc na dwudziestoletnich osobników płci przeciwnej, myślę o nich dzieciarnia. Ciekawe, biorąc pod uwagę, że sama skończyłam ledwie dwadzieścia wiosen.
Ostatnio kiepsko sypiam. Śnią mi się dziwne rzeczy, ni to komedie, ni to koszmary. Tej nocy na przykład, w śnie byłam w ciąży i wszyscy mi gratulowali, nie wiedziałam jednak, czyje to dziecko... Byłam jednak pewna, że ojcem nie jest mój nie-chłopak, co strasznie mnie cieszyło, bo bałam się, że gdyby to był on, matka by mnie zabiła. Sprawdziłam w senniku, nie żebym wierzyła w takie rzeczy, ale interpretacja brzmi nieźle: oczekuj od życia czegoś nowego, spełnią się twoje życzenia.
Czasem miałabym ochotę powiedzieć: hej, Piękny, przeleć mnie na tyle swojego służbowego samochodu.
Mam wrażenie, że internet wysysa ze mnie kreatywność. Nie umiem już pisać, potrafię tylko klikać po raz setny tego samego fejsbuka i wszystkie te strony, na których i tak nic się nie zmienia.
Pisanie tutaj ma jeszcze jakiś sens? Jesteście tu?
Miłe uczucie, kiedy ktoś tak na ciebie patrzy, nawet jeśli to tylko
Chyba się starzeję, wiecie? Patrzę na tego trzydziestoletniego chłopaka (właśnie: chłopaka, a nie faceta czy mężczyznę...) i mam ochotę zerwać z niego ciuchy.
Ostatnio kiepsko sypiam. Śnią mi się dziwne rzeczy, ni to komedie, ni to koszmary. Tej nocy na przykład, w śnie byłam w ciąży i wszyscy mi gratulowali, nie wiedziałam jednak, czyje to dziecko... Byłam jednak pewna, że ojcem nie jest mój nie-chłopak, co strasznie mnie cieszyło, bo bałam się, że gdyby to był on, matka by mnie zabiła. Sprawdziłam w senniku, nie żebym wierzyła w takie rzeczy, ale interpretacja brzmi nieźle: oczekuj od życia czegoś nowego, spełnią się twoje życzenia.
Pisanie tutaj ma jeszcze jakiś sens? Jesteście tu?
sobota, 14 września 2013
Manga&Anime Tag / Kawa?
O tagu:
Tag ten powstał, by łączyć fanów m&a piszących blogi. Należy odpowiedzieć na dziesięć zawartych w nim pytań, następnie nominować siedem osób i poinformować je o nominacji.
1. Obrazy ruchome i nieruchome.
Wolisz czytać mangi czy oglądać anime?
Uwielbiam i to, i to. Obie te rzeczy mają swój własny urok. Jestem jednak bardziej przychylna mangom, gdyż nie chce mi się czekać, aż pojawi się anime i denerwują mnie fillery.
2. Pierwsze pokemony za płoty.
Jaka była Twoja pierwsza i obejrzana w całości seria?
Zaczynałam od Czarodziejki z Księżyca, ale oczywiście zupełnie nieświadoma, że istnieje coś takiego jak anime. Potem był Naruto i Bleach, które pokazała mi koleżanka w gimnazjum, jednak tego nigdy nie obejrzałam do końca, gdyż jak wiadomo, serie te końca nie mają... Więc pierwsze było chyba Elfen Lied.
3. Życie mierzone w odcinkach i rozdziałach.
Ile mniej więcej obejrzałeś/łaś anime i przeczytałeś/łaś mang?
Nie umiem tego policzyć. Według MAL-a obejrzałam pięćdziesiąt dziewięć serii anime plus jakieś dwadzieścia oglądam lub mam w planie zobaczyć i przeczytałam w całości czterdzieści jeden mang, a dwadzieścia czytam. Warto jednak dodać, że konto mam dopiero niecałe dwa lata, więc nie są w nim ujęte wszystkie tytuły.
4. Twarz z plakatów.
Jaka jest Twoja ulubiona postać?
Portgas D. Ace (One Piece), Shin (Nana), Ulquiorra (Bleach), Shizuo (Durarara!!), Kuroko (Kuroko no Basuke), Lavi (D.Gray-man), Gaara (Naruto)... Mogłabym tak długo.
5. Festiwal otwierających się w kieszeni czerwonych scyzoryków.
Której postaci najbardziej nienawidzisz?
Tydzień temu odpowiedź na to pytanie brzmiałaby Vincent Law (Ergo Proxy), jednak im więcej odcinków obejrzałam, tym bardziej go lubiłam.
Z całego serca nienawidzę Czarnobrodego z OP, który choć rzadko się pojawia, zrobił coś, czego nigdy mu nie wybaczę. Nie powiem jednak, co to takiego, bo byłby to okrutny spoiler.
6. Przez uszy do serca.
Masz swojego ulubionego seiyu?
Takahiro Sakurai? To jedyny, którego kojarzę z nazwiska, a pojawia się wszędzie, od Pokemonów przez Bleacha i Meine Liebe aż do Zmierzchu... A mówiąc poważnie, nie zwracam uwagi na to, kto podkłada głos pod postacie.
7. Historia najnowsza.
Jaką serię ostatnio obejrzałeś/łaś?
Ergo Proxy. Jedno z najlepszych anime, z jakimi spotkałam się do tej pory. Polecam.
8. Chluba fana.
Zbierasz mangi, magazyny lub gadżety związane z m&a?
Zbieram mangi, choć nie mam ich zbyt wiele w swojej kolekcji. Oprócz tego od czasu do czasu kupuję gadżety, które kojarzą mi się z M&A oraz Japonią, na przykład kubek z japońskim symbolem miłości albo kolczyki z motywem kwiatu wiśni.
9. Manga w czerwieni i bieli.
Jakie jest Twoje ulubione polskie wydawnictwo zajmujące się wydawaniem mang?
Lubię Hanami, bo ich wydania prezentują się naprawdę pięknie. Poza tym, interesują mnie raczej tytuły niż wydawnictwa.
10. Oczy szeroko otwarte.
Co myślisz o fandomie?
Większość osób, które znam, i które interesują się M&A jest w porządku. Nie lubię jedynie skrajności - czyli zbytniego fanatyzmu, a także absolutnej krytyki.
A od siebie dodałabym jeszcze jedno pytanie: Ulubiony opening / ending / piosenka z anime.
Ergo Proxy: Kiri
Nana: Rose, Little pain
Beck: Moon on the water
Durarara!!: Uragiri No Yuuyake
Elfen Lied: Lilium
Wisisz mi kawę, pamiętaj.
No wiesz, ty masz mój numer, ja mam twój numer, ja się odezwę, ty się odezwiesz i może coś z tej kawy będzie...
Czyli w wolnym tłumaczeniu:
Obiecałeś mi kawę i nie dotrzymałeś słowa. Nie myśl, że zapomniałam.
Wiem, wiem, ale nie łudź się, że coś z tego będzie.
Czyli w wolnym tłumaczeniu:
Obiecałeś mi kawę i nie dotrzymałeś słowa. Nie myśl, że zapomniałam.
Wiem, wiem, ale nie łudź się, że coś z tego będzie.
Na takie dni najlepsze są czekolada i gorąca herbata. Albo duża czekolada i żurawinowo-grejpfrutowy drink.
niedziela, 8 września 2013
Dzień 8: Zdjęcie z przyjaciółmi / Nothing to do here
Przed chwilą wrzuciłam tutaj naprawdę długi post, który powstał bardziej dla mnie niż dla was i nie zamierzam was nim torturować, chyba że naprawdę chcecie: klik. W skrócie chodzi w nim o to, że pożegnania nie są fajne, ale gorsze od nich są odejście bez słowa i niedotrzymanie obietnicy. Że Pięknego już nie ma, a moją pierwszą reakcją na to było nothing to do here. Szkoda, że i tak nie spotkamy się więcej, i że nie zdążyłam go zapytać: Kim naprawdę jesteś?
Tymczasem powrót do 30 day challenge. Chwilowo pominęłam dzień siódmy, gdyż póki co mam w domu remont i w mojej torbie znajduje się teraz jeszcze bardziej wszystko niż zwykle, ale obiecuję, że jak tylko ten bałagan się skończy, nadrobię to. Przed wami za to zdjęcie z przyjaciółmi:
Molo Gdynia Orłowo, wrzesień 2012, urodziny Agi |
Oczywiście nie znalazłam zdjęcia, na którym są wszyscy, którzy być powinni, ale to chyba jest najbliższe prawdy. I cudownie nic na nim nie widać!
Tymczasem skończyłam ostatni tom Pana Lodowego Ogrodu i zupełnie nie wiem, co ze sobą zrobić...
Tymczasem skończyłam ostatni tom Pana Lodowego Ogrodu i zupełnie nie wiem, co ze sobą zrobić...
Nothing to do here
Nie da się ukryć, ze w zeszłym tygodniu byłam w naprawdę doskonałym nastroju. Po prostu nie mogłam czuć się inaczej, widząc Pięknego tak tryskającego humorem. 'Jestem młody, dlaczego mam być poważny?' pytał, kiedy jak dziecko po moim odwróceniu się zabrał mi i schował kawałek sznurka, oczywiście udając, ze o niczym nie wie. Nie przeszkadzało mi nawet, ze oberwałam długopisem w głowę, w końcu pan J. 'przeszkodził nam w romansie', jak za starych, pięknych czasów. To były głupie słowa, z których ucieszyłam się jak głupia.
A teraz mój przepis na udany dzień jest nie do zrealizowania. Mówiłam wam, ze w razie czego możecie podmieniać składniki, ale są też takie, bez których nawet najlepszy kucharz nie da rady. On był takim składnikiem.
Widzicie, nie jestem przesądna. Żadne czarne koty, drabiny i rozbite lustra nie są mi straszne, ale zdarzyła się rzecz, która mnie przeraziła. Upadł mi długopis. Cóż, niby żadna heca, bo to się zdarza bez przerwy, ale co za długopis upadając rozpada się na kawałeczki jakby był ze szkła? To musiał być zły omen i był.
Pożegnania nie są miłe, ale są gorsze od nich rzeczy, choćby zniknięcie bez słowa i niedotrzymanie obietnicy. Bo Piękny zniknął. Owszem, mówił, ze czeka na nową pracę, ale obiecał też, ze powie mi o niej, kiedy ją zacznie, jak nie sam, to przekaże mi przez kogoś. I wciąż wisi mi tę jedną cholerną kawę.
Może ten jego uśmiech, kiedy widziałam go po raz ostatni był uśmiechem 'cieszę się, bo już nigdy tu nie wrócę'? Może jego miłe słowa na koniec były tylko po to, żeby nie zapamiętano go aż tak źle, żeby chociaż ktoś po tym wszystkim myślał o nim dobrze? Bo tak, Emi jest chyba jedyną spośród jakichś dwudziestu (albo i więcej) osób, która będzie naprawdę za nim tęsknić, i której nie kojarzył się źle. Bo on zupełnie nic mi nie zrobił. Nic. To nic bolało mnie przez jakiś czas i trochę boli nadal, ale zdałam sobie sprawę, ze za dużo oczekiwałam. Ale dla mnie zawsze był miły, podczas gdy innym zwalał ciężkie worki na ziemię zamiast na wózek, załaził za skórę jak mógł, gdy tylko coś szło nie po jego myśli. Dla mnie zawsze był w porządku.
Był taki czas, kiedy chodziłam do pracy dla dwóch rzeczy: pana M. i pieniędzy, zresztą nawet pisałam o tym na poprzednim jeszcze blogu, głównie jednak dla pana M. Do tej pory na myśl o nim cienkie mi ślinka... W każdym razie w pewnym momencie i on zrezygnował z pracy, a ja byłam tym faktem załamana. Również chciałam dać sobie spokój, ale ciągnęłam to 'do wakacji' czy jakoś tak. I wtedy właśnie pojawił się pan K., który jednak dał mi powód, żebym została. A później patrzyłam, jak znikają po kolei ludzie, których lubiłam, aż praktycznie został tylko on. A teraz nawet jego nie ma.
Kiedy to do mnie dotarło, pomyślałam 'nothing to do here'. Mam dość patrzenia, jak osoby dla mnie ważne znikają z mojego świata. Teraz to ja powinnam stamtąd zniknąć i zniknę wraz z nowym rokiem. W końcu ile można tkwić w bagnie? Najlepiej wyjść z niego póki czas, bo potem można wsiąknąć na zawsze.
A teraz mój przepis na udany dzień jest nie do zrealizowania. Mówiłam wam, ze w razie czego możecie podmieniać składniki, ale są też takie, bez których nawet najlepszy kucharz nie da rady. On był takim składnikiem.
Widzicie, nie jestem przesądna. Żadne czarne koty, drabiny i rozbite lustra nie są mi straszne, ale zdarzyła się rzecz, która mnie przeraziła. Upadł mi długopis. Cóż, niby żadna heca, bo to się zdarza bez przerwy, ale co za długopis upadając rozpada się na kawałeczki jakby był ze szkła? To musiał być zły omen i był.
Pożegnania nie są miłe, ale są gorsze od nich rzeczy, choćby zniknięcie bez słowa i niedotrzymanie obietnicy. Bo Piękny zniknął. Owszem, mówił, ze czeka na nową pracę, ale obiecał też, ze powie mi o niej, kiedy ją zacznie, jak nie sam, to przekaże mi przez kogoś. I wciąż wisi mi tę jedną cholerną kawę.
Może ten jego uśmiech, kiedy widziałam go po raz ostatni był uśmiechem 'cieszę się, bo już nigdy tu nie wrócę'? Może jego miłe słowa na koniec były tylko po to, żeby nie zapamiętano go aż tak źle, żeby chociaż ktoś po tym wszystkim myślał o nim dobrze? Bo tak, Emi jest chyba jedyną spośród jakichś dwudziestu (albo i więcej) osób, która będzie naprawdę za nim tęsknić, i której nie kojarzył się źle. Bo on zupełnie nic mi nie zrobił. Nic. To nic bolało mnie przez jakiś czas i trochę boli nadal, ale zdałam sobie sprawę, ze za dużo oczekiwałam. Ale dla mnie zawsze był miły, podczas gdy innym zwalał ciężkie worki na ziemię zamiast na wózek, załaził za skórę jak mógł, gdy tylko coś szło nie po jego myśli. Dla mnie zawsze był w porządku.
Był taki czas, kiedy chodziłam do pracy dla dwóch rzeczy: pana M. i pieniędzy, zresztą nawet pisałam o tym na poprzednim jeszcze blogu, głównie jednak dla pana M. Do tej pory na myśl o nim cienkie mi ślinka... W każdym razie w pewnym momencie i on zrezygnował z pracy, a ja byłam tym faktem załamana. Również chciałam dać sobie spokój, ale ciągnęłam to 'do wakacji' czy jakoś tak. I wtedy właśnie pojawił się pan K., który jednak dał mi powód, żebym została. A później patrzyłam, jak znikają po kolei ludzie, których lubiłam, aż praktycznie został tylko on. A teraz nawet jego nie ma.
Kiedy to do mnie dotarło, pomyślałam 'nothing to do here'. Mam dość patrzenia, jak osoby dla mnie ważne znikają z mojego świata. Teraz to ja powinnam stamtąd zniknąć i zniknę wraz z nowym rokiem. W końcu ile można tkwić w bagnie? Najlepiej wyjść z niego póki czas, bo potem można wsiąknąć na zawsze.
Chciałam tylko zedrzeć z niego ten mundur! I dosłownie, i w przenośni. Zobaczyć, kim jest pod spodem. Kim naprawdę jesteś? Kierownik zamieszania. Piękny. Zatruta Strzała. Jak się ubiera. Czego słucha. Co lubi. Jakie ma hobby. I tak dalej. Tak po prostu chciałam się spotkać, żeby ktoś zapamiętał mnie jaką tę pierwszą, która umówiła się z konwojentem. Bo nigdy jakoś nikt o mnie nie mówił, a o tym 'romansie' wiedzieli prawie wszyscy. Fajnie byłoby być choć przez chwilę tam gdzieś w centrum, a potem znów zniknąć z boku.
Nie umiem sobie wyobrazić, że to koniec. I tak nie spotkamy się więcej, i tak nie będziemy się więcej już znać? Gdzieś we mnie tli się jeszcze nadzieja... nie nadzieja, wiara, że nasze ścieżki losu jeszcze się skrzyżują. Że jeszcze się spotkamy, przypadkiem na siebie wpadniemy w zatłoczonym Gdańsku, nowoczesnej Gdyni, pięknym sopockim molo, w końcu Trójmiasto to jeden organizm, albo wręcz na drugim końcu świata, bo przecież świat jest mały. Zobaczysz mnie i poślesz mi jeden z tych swoich uśmiechów, od którego znów stopnieje mi serce.
Początek sierpnia przyniósł rozczarowanie, początek września też jest zły. Aż boję myśleć, co przyniesie październik, bo pokładam w nim naprawdę duże nadzieje.
Subskrybuj:
Posty (Atom)