środa, 29 stycznia 2014

Czy spotkamy się pod drzewem wisielców?

Jak to się dzieje, że kiedy kogoś lubimy, staramy się nie zauważać jego wad? Dopiero gdy stanie się coś, co otworzy nam oczy, zauważamy, że ta osoba jest zupełnie inna, niż wcześniej nam się wydawało. Że może i jest wysoki i dobrze zbudowany, ale nienajlepiej mu z oczu patrzy. Że ma ładny uśmiech, ale tylko dopóki mówisz mu to, co chce usłyszeć. Że jest spokojny, ale swoim spokojnym głosem wypowiada niemiłe słowa. Że jest uprzejmy, ale tylko wtedy, kiedy ma na to ochotę. Że jest samotny, ale bynajmniej nie dlatego, że cała płeć piękna zwróciła się przeciwko niemu zupełnie bez powodu. 

Rozmowa z Rudzielcem w pracy, pytam go o koperty, a on wskazuje mi drugą torbę, w której się znajdują.
- Chciałem się do nich przytulić (czyli żartuje, że chciał je zwinąć).
- Znalazłbyś sobie coś lepszego do przytulania

Nie mogłam się powstrzymać... Kiedyś powiedziałabym to w formie żartu, jednak teraz miałam ochotę być zwyczajnie złośliwa. A jakiś czas później przypomniałam sobie mój sen, w którym... cóż, przytulam się do niego. Mam nadzieję, że moja podświadomość nie próbuje mi przez to czegoś przekazać.

piątek, 24 stycznia 2014

Cień dnia

Czasami jedyną dobrą stroną niektórych dni jest to, że się kończą. Tak było w przypadku tego poniedziałku. I wtorku. I środy.

Zaczęło się zupełnie zwyczajnie - ot, wizyta na policji w sprawie falsów. Żeby niewinnych ludzi po komisariatach targać! Na szczęście mam słabość do mężczyzn w mundurach, dzięki czemu zniosłam tę sytuację nad wyraz spokojnie. Udało mi się wszystko załatwić szybciej niż się spodziewałam i od razu popędziłam do pracy. I tam się zaczęło.

Razem z kolegą M., o którym mowa była w poprzednim poście, zostałam rzucona na pastwę konwojentów. Przez siedem i pół godziny nie mieliśmy nawet kilku minut, żeby coś zjeść i gdyby nie garść cukierków od jednego z nich, chyba padlibyśmy z głodu. Ciągle ktoś pukał, stukał i dzwonił, chciał tego, tamtego, sam nie wiedział, czego chciał... Więc uzbroiłam się w cały swój zapas uroku osobistego, uśmiechu i blond włosów (całe szczęście, że konwojenci to w większości mężczyźni...), dodałam mnóstwo cierpliwości i spokoju, a w zamian dostałam... uwaga!... opiernicz, że nie odbieram telefonu (to nic, że był ze mną M., bo to przecież ja nie odbierałam). I weź tu się człowieku staraj.



Wtorek miałam na szczęście wolny od pracy, więc to M. dostało się od dyrektorki, że "się wydurnialiśmy". Na szczęście kolega grzecznie wszystko wytłumaczył... A ja cały wieczór układałam sobie na wszelki wypadek, co powiedzieć dyrce, gdyby i mnie zechciała opierniczyć, ale kiedy w środę znów pojawiłam się w firmie, jej nawet nie było. 

Co chciałam jej powiedzieć? Po pierwsze, że skoro pracuję tu już tyle czasu, a najgorszą rzeczą, jaką można mi zarzucić, jest nieodbieranie telefonu, to chyba jestem dobrym pracownikiem. Po drugie, że staraliśmy się, jak umieliśmy, widać niepotrzebnie, bo i tak dostalibyśmy opieprz. I po trzecie, parafrazując słowa Pięknego: Jesteśmy młodzi, czemu mamy być poważni? 

A Pięknego zwalniają. W końcu się chłopak doigrał.

środa, 8 stycznia 2014

Nie, nie mam focha! i trochę noworocznych nowości

Jak to zwykle bywa w wieczory takie jak ten, zamiast robić coś konstruktywnego, cokolwiek, siedzę przed komputerem i ściągam ikonki, żeby na pulpicie było ładnie i kolorowo. Gdzieś w tle leci MOPS (Nie, nie mam focha!), który znam już niemal na pamięć, i pocieszając się, że już pojutrze prawdopodobnie się wyśpię, zabieram się za pisanie postu, chodzącego mi po głowie od co najmniej kilku dni.

Mówią, że jaki Sylwester, taki cały nowy rok, a ja nie mam nic przeciwko temu, żeby tak było. Najpierw oglądanie Jak wytresować smoka* i Dona (tak, z samym SRK), przy okazji rozmowa na fejsie z Groszkiem jakby Piękny i Rudzielec nie nauczyli mnie, że takim jak oni nie wolno ufać, później gdyński skwerek i Sylwester z Polsatem. Sporo osób nas zagadywało, jedni nawet dali nam dziewiętnaście lat a potem się dziwić, że zarywam młodszych, inni chcieli się przytulać, wziąć numery telefonów, oferowali wódkę. Zresztą tylu ludzi w centrum Gdyni jeszcze chyba nie widziałam, jednak ostatecznie udało nam się podejść całkiem blisko sceny, także mogłam zobaczyć na własne oczy samego Krzysztofa Ibisza.

Co ciekawe, już krótko po północy, czyli praktycznie pierwszego dnia 2014 roku, zupełnie obcy koleś oświadczył, że: jestem niemiła, dziwna, na pewno czytam za dużo książek i studiuję coś dziwnego. Był przezabawny, śmiałyśmy się z niego tak bardzo, że aż nas rozbolały szczęki i brzuchy. Nie zmienia to jednak faktu, jakim to cudownym komplementem mnie uraczył. A ja przecież zachowywałam się zupełnie normalnie, to on chciał mi wcisnąć serwetkę z Kebab Star, gumę do żucia i niedziałające świecące coś.

Lećmy dalej. W niedzielę moja ciocia obchodziła hucznie okrągłe (bij-zabij, nie pamiętam które) urodziny. Z tej okazji zebrała się cała rodzina i znów mogłam udowodnić, że nie trzeba odsłonić dekoltu i nóg, żeby spodobać się osobnikom płci męskiej. Kuzyn oświadczył, że gdybyśmy nie byli spokrewnieni, ożeniłby się ze mną (haha, akurat!). Oprócz tego, jak to na tradycyjnej rodzinnej imprezie, w ruch poszła wódka (cztery, pięć butelek?), dżin z tonikiem (który smakuje według mnie jak choinka w płynie), whisky z colą, zaś w domu doprawiłam sobie jeszcze wódką żurawinową z sokiem grejpfrutowym. Nigdy więcej nie piję z mamą.

Ponadto uświadomiłam sobie, że rocznikowo mam już dwadzieścia dwa lata. Na początku nie wywarło to na mnie wielkiego wrażenia, ale odjęłam cztery i wyszło mi, że moja ukochana kuzynka będzie obchodzić w tym roku osiemnastkę, a jeszcze tak niedawno burzyłam się, że ma szesnaście lat i dwudziestoletniego chłopaka. Teraz te cztery lata różnicy to zupełnie nic takiego... Ale skoro ona będzie pełnoletnia, to i brat mojej Magdy też, a dla mnie wciąż ma te czternaście lat jak wtedy, kiedy go poznałam. W wakacje doznałam szoku, że nagle zrobił się ode mnie wyższy, a teraz jeszcze to... 

Jednak i tak najważniejszym njusem na chwilę obecną jest to, że moja najlepsza na świecie przyjaciółka, z którą żyję w wolnym lesbijskim związku (a przynajmniej lubimy tak mówić), znalazła sobie faceta. W dodatku znalazła go w czeluściach internetów, a później w Łodzi, w Sylwestra właśnie, tymczasem przez najbliższe dwa miesiące ona jest w Chorwacji, a na stałe mieszka w Gdyni. Że jak?

W skrócie: Sylwester udany, impreza rodzinna udana, chyba się starzeję, moja przyjaciółka ma faceta. 

*Kolega w pracy pyta:
- I jak wytresować smoka? 
- Trzeba mu przynosić jedzenie... W sumie to jak z facetem - odpowiadam.
- Nie do końca, facetowi trzeba jeszcze piwo przynieść.